Recenzja: Remigiusz Mróz „Ekspozycja”

ekspozycjaAutor: Remigiusz Mróz 
Tytuł: Ekspozycja
Wydawca:  Filia
Rok wydania: 2015
ISBN: 978-83-8075-021-0
Liczba stron: 474

 

Z recenzją wybranej powieści Remigiusza Mroza zatytułowanej „Ekspozycja” mam nie lada problem. Zabrałem się za nią choć właściwie od dłuższego czasu zamierzałem napisać parę słów o innej jego książce, wydanej wcześniej „Kasacji”. Z pewnością wrócę do niej wkrótce, bo – zdradzę – wyjątkowo miło zapadła w mojej czytelniczej pamięci, stawiając przy tym wysoko poprzeczkę w ocenie umiejętności pisarskich autora. Czytana później „Ekspozycja” nie zawiodła moich oczekiwań, choć jednocześnie liczyłem na coś więcej niż otrzymałem.

Recenzowana powieść otwiera zupełnie nowy cykl pisarski, którego łącznikiem jest postać głównego bohatera, komisarza Wiktora Forsta. Na mapie polskich bohaterów świata kryminalnego jest już dość ciasno, każdy więc kolejny osobnik musi cechować się nie byle jakimi właściwościami, by mógł zawładnąć emocjami przyszłych czytelników. W tym zakresie wspomniany policjant mile zaskakuje. Autor zawarł bowiem w jego sylwetce iście wybuchową mieszankę. Komisarz Forst w pierwszej kolejności kryje w sobie specyficzną cechę, powodującą, że wszystko, co jest z nim związane w powieściowym życiu, skrzy energią, dynamiką i zagadką. Po prostu ten gość przyciąga kłopoty jak nikt inny. Gdyby tego było mało, to w niejednej sytuacji Forst jest inicjatorem kolejnych kłopotów i nagłycn zwrotów akcji. Muszę przyznać, że czytając „Ekspozycję” miałem wrażenie, że pisarz ułożył sobie w głowie pewien niecny plan, który następnie rozrysował na linii fabularnej powieści, by ostatecznie wpisać go w papierową biografię głównego bohatera. Mam na myśli zasadę brzmiącą mniej więcej tak: nim czytelnik wczyta się w kolejne dwadzieścia stron książki, uspakajając się po przeżyciu dramatycznych zdarzeń z Forstem w roli wiodącej, to bohater sam kolejnymi czynami wyprowadzi czytelnika z błogiego stanu uspokojenia w kolejne jeszcze większe drżenie o niego samego. W tym – nazwijmy to – pisarskim postanowieniu jest pewien sposób na utrzymanie czytelniczego napięcia i zainteresowania. To fakt niezaprzeczalny, choć równocześnie wraz kolejną, dalszą już przygodą komisarza, zaczynamy nabierać wątpliwości, czy aby to nie przesada, czy ktoś jeden, choćby tak wścibski i niespokojny charakterologicznie, jak wspomniany gliniarz, mógł tak właśnie przechodzić w sumie krótki fragment życia. Pomimo tych zastrzeżeń, nad którymi przecież nie trzeba zbyt długo się zastanawiać, mając świadomość literackiej formy, książkowa historia Forsta robi wrażenie i wciąga na tyle, by w żaden sposób nie myśleć o odłożeniu lektury na później. Nie chcę zdradzać przyszłemu czytelnikowi ani trochę tego co czeka go w związku z przygodami komisarza, ale nie wierzę, że jest ktoś kto jest w stanie obstawić wszystkie te zdarzenia, które staną się udziałem głównego bohatera.

To wyjątkowo mocne wrażeniami i pełne życiowymi sytuacjami rysowanie postaci głównego bohatera serii powieściowej w recenzowanym tytule objawia się – w nie mniejszym wymiarze – eksplozją fabularnych wydarzeń. I podobnie jak z postacią, tak z fabułą dzieją się rzeczy wręcz niemożliwe. Ilość i jakość wypełniających ją elementów jest imponująca i od samego początku książki nie dająca się przewidzieć. Mam to również bezpośredni wpływ na zastosowaną formę gatunkową. Mróz jest w tym przypadku niczym malarz, który nie szczędzi żadnego koloru z palety barw, którymi dysponuje. Zaczyna dosadnie i efektownie, no i ewidentnie kryminalnie. Rankiem tego dnia, który wkraczamy w świat wymyślonej historii, turyści odkrywają na Giewoncie makabryczny widok – na krzyży powieszono nagiego mężczyznę. Dramatyczny teatr zbrodni, wymagający nie lada wysiłku – najpierw umysłowego (kto normalny wymyśliłby taką scenerię zbrodni), a potem fizycznego (każdy kto zdobył Giewont i widział na nim metalowy krzyż, wie jakie to karkołomne zadanie – powiesić na nim człowieka). No ale Forst musi mieć od początku pod górkę (choć w tym przypadku od razu powinien używać formy wyższej – pod górę). Sprawca nie dość, że pomysłowo szalony i niecodziennie silny, to jeszcze doskonały wykonawczo. Jak zdradza sam wydawca książki – wszystko wskazuje na to, że zabójca nie zostawił żadnych śladów. Sprawa beznadziejna? Nawet jeśli w tym momencie jeszcze nie, to wystarczy pójść kilka kartek dalej i… zgodnie z postawioną wcześniej tezą o pisarskim założeniu autora pojawiają się kolejne komplikacje śledcze, warunkujące rozwój dalszych wydarzeń. Prowadzących skądinąd narracyjną historię w kierunkach tak nieprzewidywalnych, jak i dalekich nawet geograficznie. W dużej mierze dzięki i przeciw kolejnej bohaterce, dziennikarce Oldze Szrebskiej, uzupełniającej, niekiedy psującej, śledztwo Forsta. Im dalej wkraczać będziemy w rejony szalonej historii tych dwojga, tym bardziej formuła fabularna przesuwać będzie się z klasycznego kryminału w powieść sensacyjną, ocierającą się o thriller, a nawet political fiction.

Taki rozwój intrygi i samej fabuły robi wrażenie, jest też bardzo efektowny. Powtarzam to po raz kolejny, bo to ważna cecha recenzowanej książki. Jest jednak coś niepokojącego w tej powieści. Od około połowy prowadzonej narracji może niektórych czytelników niepotrzebnie drażnić pytaniami o realizm. Ja przynajmniej miałem tak kilkukrotnie. Nagromadzenie wydarzeń, ich charakter i rozmiar, przekraczający geograficznie granice polskiego państwa i wnikający w najciemniejsze czeluście systemów państwowych. W tym wszystkim prosty w sumie policjant i żadna szczególnie wyróżniająca się gwiazda rodzimego dziennikarstwa. Mieszanka zaskakująca, tajemnicza pisarskim wyborem bohaterów. Dlaczego oni? Muszę przyznać, że nie dawało mi to spokoju. Brak odpowiedzi na to pytanie, albo raczej powątpiewanie, że ktoś taki może znaleźć się w sercu spraw wielkich, niecodziennych, powoduje, że cały czas zastanawiam się nad autentyzmem wymyślonej przez autora „KasacjI” historii. Pozornie wszystkie jest takie jakie powinno być, pookładane, bez jakichkolwiek słabych punktów logicznych, a jednak… tak nieprawdopodobne, że gdyby nie świadomość, że to fikcja literacka…

Jest jeszcze tytuł powieści: „Ekspozycja”. Rzadko w polskich kryminałach bywa tak ciekawie dobrany i wyeksploatowany. Ta powieść wyróżnia się na tle innych wyraźnie i wybitnie jednocześnie. Już sam wydawca miał świadomość, zachęcając przyszłych czytelników: „termin ekspozycja ma przynajmniej pięc znaczeń. Podobnie wieloznaczny jest każdy krok mordercy”. Remigiusz Mróz w swojej powieści daje nam niepowtarzalną szansę zmierzenia się z kryminalną zagadką: kto zabija, dlaczego i kogo następnego dosięgnie pomysłowy morderca. Taka to właśnie ekspozycja napięcia i niewiadomego, ze sporą dawką dynamicznej akcji.

[dodajbox]

Zamieszczone w Baza recenzji Syndykatu ZwB i przeczytane dzięki Wydawnictwu Filia