Rok 2021, pomimo dominacji tematyki epidemiologicznej, postępującej katastrofy ekologicznej i coraz bardziej oszalałego świata polityki, w sferze wydawniczej i czytelniczej nie był rokiem szczególnie wyjątkowym. Po prostu rzecz w tym, że jak co roku wyszło sporo książek, tak świetnych i wartych uwagi, jak i słabych, poddających się krytyce czytelniczej. Mój wybór jest zaś w pełni osobisty i kierowany wyłącznie własnymi doznaniami o różnym charakterze (zobacz także podsumowanie roku 2020 i roku 2019).
„Polowanie” Bernarda Miniera to książka, która w ubiegłym roku zrobiła na mnie największe wrażenie czytelnicze. Nie ukrywam, że na kolejne śledztwa kryminalne Martina Servaza czekałem z niecierpliwością. Sęk w tym, że najnowszy thriller Miniera zachwyca nie tylko z powodu głównego bohatera, co dla fanów tej wyjątkowej postaci francuskiego policjanta jest jak najbardziej zrozumiałe. Książka autora „Bielszego odcienia śmierci” po raz kolejny gwarantuje kontakt ze znakomicie ułożoną fabułą i niebanalnie splataną fabułą. Nadal mamy do czynienia z ciekawie poprowadzonymi postaciami najważniejszych bohaterów. Tym razem jednak narracyjna opowieść nie obraca się wokół Juliana Hirtmanna. I tu ukrywa się moc „Polowania”. Minier w tym tyle chyba najmocniej pośród swoich książek mierzy się z tematyką współczesnej Francji, odzwierciedlając jej największe bolączki społeczne i polityczne. I wychodzi mu to znakomicie. Jego najnowszy thriller niczym zwierciadło odbija rozbitą rzeczywistość społecznej tkanki kraju nad Sekwaną. Przemoc, będąca w tej opowieści narracyjnej, wcieleniem czystego znajduje usprawiedliwienie w ideach sprawiedliwości. Z tym właśnie musi się mierzyć Servaz, a Minier poprowadził opowieść tak sugestywnie i tak wciągająco, ozdabiając – jak ma to zawsze w zwyczaju – swojego bohatera dramatycznymi wyborami natury osobistej, że nieprzypadkowo była to lektura przynoszącą w roku 2021 największe emocje czytelnicze.
Podobnie była z karty na kartę z powieścią klasyka mocnej literatury „Nigdy” Kena Folleta. Z powieściami autora trylogii „Stulecie” bywa zazwyczaj tak jak z filmami o Jamesie Bondzie. Wiesz czego oczekiwać, a i tak za każdym razem setnie się bawisz. No i jednocześnie zdajesz sobie sprawę, że świat przedstawiony choć i realistyczny, i wymyślony jednocześnie, jest wizją literacką, zawsze umowną. „Nigdy” pod tym względem nie zawodzi, ale tym razem znakomity pisarz stworzył dzieło w pewien sposób porażające. Ponad siedmiuset stronicowa książka wraz z upływem przeczytanych kart paraliżuje coraz bardziej i dogłębniej. Każdy czytelnik, który dotrze do zakończenia książki potwierdzi potocznie znaną prawdę. Nigdy nie mów „nigdy”. I jest to tak mocne przesłanie jak mocna może być siła przekazu literackiego. Follet uderza atomowo i każdy kto sięgnie po omawiany tytuł z pewnością zrozumie aluzję. No i jeszcze ta rewelacyjnie narysowana postać pani prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki. Z interesująco ukazaną siłą urzędu i brzemieniem odpowiedzialności obok ludzkiej, dramatycznej i emocjonalnej twarzy.
W polskiej powieści kryminalnej rok 2021 był bez wątpienia rokiem Anny Rozenberg. Najpierw „Maski pośmiertne”, które były najlepszym debiutem roku, a później jeszcze lepsze uderzenie wydawnicze. Jak pisałem w recenzji „Punkty zapalne” potwierdzają, że Anna Rozenberg da się zapamiętać nie tylko znakomitym debiutem. Kontynuacja kryminalnych śledztw inspektora Davida Redferna zaskakuje dojrzałością narracji i rewelacyjnym splątaniem wątków podwójnego śledztwa. Narracja pisarki cechuje się świetną dynamiką połączoną z wyraźnym wyczuciem czasu fabularnego. Odnosi się wrażenie, że prowadzący opowieść dba o każdy szczegół narracyjny, przez co odnosimy podczas lektury wrażenie kompletności przedstawianych scen. Stosowany przez autorkę język przyjemnie uderza realizmem połączonym z umiejętnym budowaniem emocji, tak bohaterów, jak i samych czytelników podczas odbioru książki. No i jeszcze mistrzowsko splątana podwójna intryga kryminalna. Pośród moich licznych lektur dawno nikt tak świeżo i nietypowo nie ułożył sieci wydarzeń i informacji składających się na sprawy kryminalne tworzące fabułę kryminału.
Na moim czytelniczym podium nie może zabraknąć miejsca dla „Naboru” Vincenta Severskiego. W minionym roku 2021 rzadko publikowałem recenzje, ale jeśli już to o książkach, które robiły na mnie najsilniejsze wrażenie. O „Naborze” pisałem w pierwszej kolejności w perspektywie autorskiego pomysłu spotkania w akcji fabularnej wszystkich znanych nam z poprzednich książek bohaterów. Ich umiejętności, doświadczenia i wiedza dzięki temu są silniej konfrontowane w ramach przygotowań i realizacji akcji wywiadowczej. Choć to chyba tak naprawdę coś więcej niż działania wywiadowcze. Sensacyjno-szpiegowski charakter ich działań budowany jest właśnie w oparciu o ich specjalności zawodowe, nabyte kwalifikacje i przebogate doświadczenie, zdobywane w tak różnych częściach świata i okolicznościach. Severski jeszcze mocniej uzbraja swoich bohaterów w przymioty ze świata osobistego, otwiera ich na emocje, uczucia i relacje o charakterze osobisto-rodzinnym. Dzieje się tak wyłącznie z korzyścią dla czytelniczych doznań. Autor „Nielegalnych” potwierdził także, że jest mistrzem w budowaniu napięcia fabularnego. W wir wydarzeń wciąga już od pierwszej karty i trzyma w swoistej ekscytacji do samego końca. Przebieg fabuły jest trudno przewidzieć, podlega ona licznym zmianom i zaskakującym zwrotom. Jest dynamiczna i nie zwalnia nawet w scenach pozornie statycznych, wciągając czytelnika im bliżej finału prowadzonej narracji.
Na specjalne wyróżnienie czytelnicze za miniony rok 2021 zasługują dwa tytuły kryminalne. „Głębia” Marka Stelara i „Najsłabsze ogniwo” Roberta Małeckiego. Szczeciński autor zamyka historię nadkomisarza Tomasza Redzi. I czyni to z przytupem. Po pierwsze Stelar wręcz do perfekcji opanował prowadzenie narracji na właściwym względem fabuły poziomie. Tam gdzie ma być mocno jest mocno, tam gdzie trzeba wyciszyć opowieść robi to – nie boję się powiedzieć – idealnie literacko. Po drugie zachwyca jego umiejętność splątania psychologiczno-emocjonalnego bagażu głównych postaci z nie mniej zagmatwanymi wątkami kryminalnej intrygi. U Małeckiego, do czego zdążył już nas przyzwyczaić, po raz kolejny pierwszorzędnie naszkicowani są bohaterowie wraz z wszystkimi odkrywanymi na naszych oczach relacjami. A pośród tych relacji, obarczonych ciężarem doświadczeń życiowych, emocjonalnych blokad i psychicznych zawirowań, wyrasta intryga kryminalna. I nie ma ona banalnej i powierzchownej maski, lecz stanowi mięsistą i dalece realną postać. Osobiście tylko w „Najsłabszym ogniwie” nie mogę pisarzowi darować lekko kalekich ról policyjnych, posiadających zaburzony autentyzm zawodowych zachowań i wzajemnych związków.
Polska powieść kryminalna trzymała się zresztą w roku 2021 mocno także dzięki innym tytułom, stanowiącym godne kontynuacje serii wydawniczych. „Kłamczuch” Jędrzeja Pasierskiego, „Lato utraconych” Anny Kańtoch i „Cierń” Przemysława Żarskiego to obowiązkowe lektury. Nie tylko dlatego, że udanie trzymają narracyjną linię wcześniejszych tytułów, ale przede wszystkim z powodu świetnie poprowadzonych fabuł, w których jest miejsca i na ciekawe sylwetki osobowe, i na niebanalne sprawy kryminalne.
Na podobnej zasadzie wyróżniłbym jeszcze kilka innych tytułów zagranicznych autorów. Trzy obowiązkowo, bo są solidną dawką przyjemności czytelniczej i stanowią odświeżające spojrzenie na masowość produkcji wydawniczej spod znaku kryminału. Mam na myśli „Sprawę 1569” Jorn Lier Horsta, którego cenię za najlepszą pośród wszystkich autorów kryminalnych troskę o realizm pracy śledczego. A przy tym urzeka jego narracja wyważona do poziomu ideału, w której nie trzeba niczego ujmować i dodawać. Nie można też zapominać o głównym bohaterze serii pisarskiej, komisarzu Williamie Wistingu. Rewelacyjna postać, jakże żywa, prawdziwa i stała przynajmniej w obszarze uznawanych wartości. Moim zagranicznym, i to wcale nie dalekim geograficznie, odkryciem zeszłego roku były propozycje z wydawnictwa Afera. Czeskie tytuły zaskoczyły mnie niezmiernie miło. Iva Prochazkova „Zagraj mi na drogę” i Michal Sýkora „Człowiek pana ministra”. Dwie świetne powieści. Czytają się po prostu same. Cechują się udaną narracją, ciekawym otoczeniem powieściowym czeskiej współczesności i wciągającymi intrygami kryminalnymi. Lektury warte czasu.
To oczywiście nie wszystkie tytuły, które cieszyły czytelniczo czy też warte były włożonego w lekturę czasu. Z polskich tytułów muszę z uśmiechem i pozytywną oceną wymienić Magdalenę Witkiewicz z „Wizjerem” i Tomasza Lipko z „Ciszą”, szczególnie za trzymanie ręki na pulsie współczesnych zagrożeń ze świata cyfrowego. Klasę trzyma w swojej klasycznej już serii milicyjnej Ryszard Ćwirlej z „Morderczą rozgrywką”, ale i udanie otworzył nową historię powieściową w „Niebiańskim osiedlu”. „Dług honorowy” Wojciecha Chmielarza mógł się podobać, choć warstwa kryminalna jest w tej książce ciekawsza niż ta sensacyjna, nad którą autor chyba jeszcze trochę musi popracować.
Do pozytywnie odebranych książek roku 2021 zaliczam także następujące tytuły: Marek Krajewski „Diabeł stróż” i „Miasto szpiegów”, „Balwierz” Katarzyny Bondy, „Niewybaczalne” Izabeli Janiszewskiej, „Sukcesję” Joanny Dulewicz, „Winni jesteśmy wszyscy” Bartosza Szczygielskiego, „Matnie” i „Zarazę” Przemysława Piotrowskiego, „Metro” Roberta Ziębińskiego. Wszystkie te wymienione tytuły nie tylko, że dały się przeczytać, ale i sprawiły sporo interesujących wrażeń, niejednokrotnie rozgrzały emocjonalnie i wznieciły intelektualną grę pośród książkowych śledztw. Gdyby jeszcze Bonda potrafiła „wyłączyć” swoje narracyjne gadulstwo, Piotrowski zdołał okiełznać swoją wyobraźnię w bardziej uporządkowane ramy fabularne (zwłaszcza potrzebne jest to po „Matni”), a Ziębiński właśnie odrobinę mocniejszym i szerszym nurtem poprowadził narrację swoich książek. Z Markiem Krajewskim jest mi zawsze po drodze, czy to w serii z Mockiem, czy też z Popielskim, choć nie ukrywam, ciągle czekam na coś mocniejszego i wreszcie przebijającego się przez jego wypracowany styl powieściowy. Zaś Janiszewska, Dulewicz i Szczygielski udowodnili, że stoją u progu jeszcze większego sukcesu czytelniczego i przejęcia pałeczki w tym nieistniejącym biegu sztafetowym kryminalnych autorów. Na pochwałę zasługuje też Tomasz Brewczyński, autor bliski Kryminalnej Pile, bo wszak mieszkający w moim mieście. Jego „Retorsja” jest bardzo dobrym i sporym krokiem na drodze do swobodniejszego prowadzenia narracji, zwłaszcza okiełznania swojego języka fabularnego i budowania coraz to ciekawszych postaci literackich z niebanalną zagadką kryminalną.
Z obcojęzycznych autorów nie mogę nie wymienić Jo Nesbo. Do tego pisarza mam słabość za jego inteligencję pisarską. Zbiór opowiadań „Zazdrość” nie jest słabą książką. To dobra rzecz, czyta się znakomicie, lecz mimo wszystko odnosi się równocześnie wrażenie, że to co napisane jakby zadaniowo tematycznie – w tym przypadku chodzi o pojęcie zazdrości – Nesbo wychodzi zawsze zbyt „grzecznie” literacko. Podobnie było z jego książką „Macbeth”. Choć jednego nie można mu odmówić, wrażliwości etycznej i umiejętności łączenia jej z tematyką psychologiczną.
Nie zawiodła nową serią Ann Cleeves. Jej „Długi zew”, otwierający cykl, potwierdza jej znakomitą umiejętność kreowania przestrzeni społecznej pełnej napięcia emocjonalnego, w której zbrodnia jest zawsze zaczynem do poważniejszej opowieści o przeszłości i relacjach międzyludzkich. Solidność swoich opowieści kryminalnych w „Zasadzie trzech sprzeciwów” udowodniła po raz kolejny Aleksandra Marinina, Mick Herron w „Martwych lwach” i „Kulawych koniach” miło zaskoczył pomysłem na nowych, a przecież pozornie znanych, bohaterów sensacyjnej powieści.
Tych książek, które czytałem z przyjemnością w roku 2021 jest więcej, ale skoro nie wymieniłem ich, to oznacza, że nie dostrzegłem w nich czegoś ponad to, co spodziewane jest w kryminale i thrillerze. Niestety część premier roku 2021 czeka na sposobność lektury, a część pewnie ominąłem z różnych życiowych powodów, za co wszystkich autorów i wydawców przepraszam.
Dla mnie najlepszym polskim pisarzem 2021r był Przemysław Piotrowski .Nie mogę też zapomnieć o Jacku Piekielko i jego powieści” W złej wierze „.
Muszę więc zajrzeć do wspomnianej książki Jacka Piekiełko