Autor: Andrzej Swat
Tytuł: Zapłać im, proszę
Wydawca: Oficynka
Rok wydania: 2013
ISBN: 978-83-62465-87-3
Liczba stron: 492
Andrzej Swat nie jest debiutantem, swojego głównego bohatera, komisarza Michała Grosza, powołał do życia w pierwszej powieści „Syn marnotrawny”, której wydanie przeszło bez większego echa. Kolejna, niedawno wydana przez nieocenioną „Oficynkę”, książka zatytułowana „Zapłać im, proszę” prezentuje nowe przygody tego bohatera, które bez problemu możemy poznawać, albowiem nie nawiązują treścią do poprzedniego tytułu.
„Zapłać im, proszę” w perspektywie lektury całej powieści przede wszystkim daje się zapamiętać dzięki bardzo udanie utkanej intrydze kryminalnej. Pisarz dopracował ją pod względem szczegółów, jak i atrakcyjności. Z pozoru przecież opowiadana historia niekoniecznie musi zachęcać do lektury. Oto żona bogatego przedsiębiorcy, Jolanta Gajda na terenie swojej „świątyni” piękna, urody i zakupów, centrum handlowego „Paradiso”, zostaje porwana. Jej mąż, Stanisław Gajda, zgłasza porwanie policji i gotów jest jednocześnie zapłacić okup. Z ramienia formacji mundurowej śledztwo i opiekę nad sprawą realizuje właśnie komisarz Grosz. Wielu czytelników w tym miejscu powie, że brak trupa, zbrodni, cokolwiek ciekawego i niecodziennego, o wyraźnym charakterze kryminalnym. Wielu też stwierdzi, że w tak zainicjowanej sprawie nie da się umieścić ani atrakcyjnej fabuły, bo co interesującego może być w poszukiwaniach porwanej i ewentualnych negocjacjach i podejmowaniu okupu. Tym bardziej trudno w takiej historii o zagadkę, emocje, nie mówiąc już o wątkach sensacyjnych czy też mrocznych w swoim charakterze. Andrzej Swat, wbrew temu, co potencjalnie niesie ze sobą tak zarysowana fabuła, wychodzi obronną ręką. Nie stworzył może powieści wybitnej, nie zmieścił w niej wszystkich tych elementów, które wcześniej wymieniałem jako pożądane przez miłośników kryminałów, lecz równocześnie napisał książkę ciekawą, o niebanalnym pomyśle (jednak) i aktywnie wciągającej intrydze kryminalnej. Wróćmy więc do tego porwania, wraz z którym zaczyna się akcja książki. Nie zdradzając szczegółów, powiem, żę im dłużej czytamy omawianą powieść, tym coraz silniej mamy wrażenie, że autor proponuje nam kontakt z porwaniem doskonałym, dopracowanym co do szczegółów i tak idealnym, że będziemy świadkami literacko utrwalonej porażki policyjnych śledczych. I jest w tym wiele prawdy. Fabuła jest prowadzona, że ciągle wraz z komisarzem Groszem jest o krok do tyłu, ciągle za porywaczami, których nie wzrusza nic, ani spora dawka intelektu i intuicji policyjnej, ani tym bardziej wsparcie nowoczesnych technik. A jeśli nawet dochodzi do uwolnienia porwanej Jolanty Gajdy, początkowo stwierdzamy, że bardziej to kwestia i przypadku, i jej własnej inicjatywy. Gdy jednak uwolniona bohaterka trafia do aresztu śledczego, zaczynamy wracać do pytania – plan doskonały? Doskonałe wykonanie i doskonałość pomysłu mocodawcy porwania? Nie zdradzę, zachęcam do lektury, wszak na scenie powieściowej ciągle jest komisarz Grosz.
Intryga kryminalna, w której nie ma ani kropli krwi (na jednej z kart rzeczywiście jest krew, ale czym jest naprawdę odpowie lektura książki), w której jest trup, ale zupełnie przypadkiem i bezpośrednio nie związany z właściwą sprawą (przecież policja zobowiązana jest realizować różne równolegle prowadzone sprawy), na przekór temu wszystkiemu, jest tym, co stanowi główny trzon jakościowy omawianej powieści. I nie jest to przypadek przy pracy, albowiem autor „Zapłać im, proszę” w sposób jak najbardziej świadomy wykorzystuje swoje zawodowe umiejętności. Reżyser i scenarzysta tak skonstruował fabułę powieściową, by intryga stanowiła nie tylko element spajający całość zagadką porwania i jego motywu. Zaproponowana intryga to także ciągle dozowany – by przywołać nomenklaturę chemiczną – katalizator, powodujący utrzymanie się zainteresowania czytelniczego i ciągłe napięcie fabularne, z tak wyczekiwanymi w kryminale zwrotami akcji. Swat umiejętnie dozuje informacjami oraz elementami układu przyczynowo-skutkowego. Mam jednak wrażenie, że pisząc powieść zbyt często myślami wybiegał w świat filmu, którym to nastąpi ((być może) ekranizacja opowiadanej historii. Na ekranie, uwzględniając pracę nad gotowym materiałem filmowym, łatwiej jest dopasować ilościowo poszczególne sceny, tak by napięcie i wartkość akcji trzymały cały czas równy, odpowiedni poziom. W powieści „Zapłać im, proszę” jest to trochę gorzej zrealizowane. Niewątpliwie część końcowa opowieści nabiera bardziej rumieńców i dynamiki narracyjnej oraz intensywniej wciąga czytelniczo, niż ma to miejsce w pierwszej połowie książki, w której chwilami odczuwać można spowolnienie na granicy nudy i pewnego rodzaju przegadania na niekorzyść zbyt leniwie posuwającej się akcji. Finał zaś tak szybko przebiega, że w nim uciekają gdzieś głębsze motywy postępowania bohaterów oraz szczegóły ich działań. Reasumując, w tej ciekawie ułożonej intrydze, narzucającej rytm udanej fabuły, brakuje wyważenia tempa i intensywności akcji.
„Zapłać im, proszę” jeszcze pod jednym względem jest powieścią wartą czytelniczej uwagi. Całą narracja prowadzona jest naprzemiennie, raz z pespektywy policjantów prowadzących czynności wykrywacze pod przewodnictwem komisarza Grosza, a raz z pozycji ofiary, Jolanty Gajdy, i jej porywaczy. Takie ujęcie prowadzonej opowieści nie jest niczym nowym, ale w perspektywie dość długo ukrywanych prawdziwych motywów działania sprawców oraz nie zawsze udanych decyzji i działań policjantów oraz ofiary narracyjna wielostronność uatrakcyjnia lekturę. Spojrzenie z różnych stron współgra także dość bogaty światem postaci literackich, w których na pierwszy plan wybija się oczywiście osoba komisarza Grosza i porwanej Jolanty Gajdy, choć nie małe znaczenie mają także postacie innych policjantów, choćby komendanta Strumiłły czy młodej adeptki policyjnej sztuki, Marty Czapskiej, a z drugiej strony męża porwanej, Stanisława Gajdy i oczywiście dwóch porywaczy, Sitarskiego i Pułaskiego. Autor dość rzetelnie starał się wypełnić charakterystyki stworzonych przez siebie bohaterów. Nie wszystkie postacie są zbudowane kompletnie i komplementarne, ale w wielu przypadkach kwestie charakterologiczne i emocjonalne współgrają z akcją, a także interesująco dopełniają jej tło jakże polskie i zwyczajnie codzienne. Komisarz Grosz, jako główny prowadzący czynności śledcze, podobnie jak w poprzednim tytule Swata, nie jest postacią płaską ani papierową. Rzekłbym, że tym razem otrzymuje więcej przymiotów, zwłaszcza w sferze emocjonalnej o zabarwieniu tak osobistym, jak i społecznym. Nie jest to może mocno męska i policyjnie postać, co zresztą jest świadomym zabiegiem pisarza, lecz ma swój obraz tak bardzo naturalny, a tym samym przekonujący.
W powieści tej jednak na szczególne wyróżnienie zasługuje postać porwanej Jolanty Gajdy. Z pierwszych kart książki odnieść możemy wrażenie, że autor serialu telewizyjnego „Tulipan”, w formie przerysowania proponuje nam sylwetkę typowej „blondynki”, zdobywczyni majątku męża oraz stałej bywalczyni salonów mody, urody i solarium. To jednak ciekawsza i bardziej złożona osobowość, która w powieści zostaje dodatkowo uwikłana w większą karuzelę emocji i związanych z nimi decyzji. Dominuje w niej gniew i złość, tak kierowana najczęściej w stronę porywaczy, ale nie raz także w kierunku męża, który – jej zdaniem – kalkuluje realizację złożenia okupu. Gdzieś tam w swojej inteligencji dodatkowo porwana Jolanta Gajda próbuje układać własny plan uwolnienia, w którym jest miejsce na strach, ale i odwagę mu zaprzeczającą, a w wielu momentach mogącą być odbieraną jako głupota. Wreszcie kobieta pada ofiarą syndromu sztokholmskiego, choć oczywiście nie zdaje sobie z tego sprawy, tłumacząc zaistniały stan tylko sobie realnym rozumowaniem, wynikającym z wcześniejszych doświadczeń życiowych. Bardzo ciekawym rozwiązaniem u Swata jest wykorzystanie zaistniałego syndromu sztokholmskiego do realizacji intrygi i niejednego zwrotu akcji. To akurat rzadkie u innych autorów.
„Zapłać im, proszę” Andrzeja Swata, pomimo drobnych wspomnianych niedociągnięć i braku pewnej dozy silniej odczuwalnej tajemnicy oraz mroku opowieści, jest udanym kryminałem, w którym dominuje – powtórzę jeszcze raz – zgrabnie zbudowana intryga kryminalna, mająca wpływ na udany przebieg akcji powieściowej i finalną satysfakcję czytelniczą.
„Zapłać im, proszę” w perspektywie lektury całej powieści przede wszystkim daje się zapamiętać dzięki bardzo udanie utkanej intrydze kryminalnej. Pisarz dopracował ją pod względem szczegółów, jak i atrakcyjności. Z pozoru przecież opowiadana historia niekoniecznie musi zachęcać do lektury. Oto żona bogatego przedsiębiorcy, Jolanta Gajda na terenie swojej „świątyni” piękna, urody i zakupów, centrum handlowego „Paradiso”, zostaje porwana. Jej mąż, Stanisław Gajda, zgłasza porwanie policji i gotów jest jednocześnie zapłacić okup. Z ramienia formacji mundurowej śledztwo i opiekę nad sprawą realizuje właśnie komisarz Grosz. Wielu czytelników w tym miejscu powie, że brak trupa, zbrodni, cokolwiek ciekawego i niecodziennego, o wyraźnym charakterze kryminalnym. Wielu też stwierdzi, że w tak zainicjowanej sprawie nie da się umieścić ani atrakcyjnej fabuły, bo co interesującego może być w poszukiwaniach porwanej i ewentualnych negocjacjach i podejmowaniu okupu. Tym bardziej trudno w takiej historii o zagadkę, emocje, nie mówiąc już o wątkach sensacyjnych czy też mrocznych w swoim charakterze. Andrzej Swat, wbrew temu, co potencjalnie niesie ze sobą tak zarysowana fabuła, wychodzi obronną ręką. Nie stworzył może powieści wybitnej, nie zmieścił w niej wszystkich tych elementów, które wcześniej wymieniałem jako pożądane przez miłośników kryminałów, lecz równocześnie napisał książkę ciekawą, o niebanalnym pomyśle (jednak) i aktywnie wciągającej intrydze kryminalnej. Wróćmy więc do tego porwania, wraz z którym zaczyna się akcja książki. Nie zdradzając szczegółów, powiem, żę im dłużej czytamy omawianą powieść, tym coraz silniej mamy wrażenie, że autor proponuje nam kontakt z porwaniem doskonałym, dopracowanym co do szczegółów i tak idealnym, że będziemy świadkami literacko utrwalonej porażki policyjnych śledczych. I jest w tym wiele prawdy. Fabuła jest prowadzona, że ciągle wraz z komisarzem Groszem jest o krok do tyłu, ciągle za porywaczami, których nie wzrusza nic, ani spora dawka intelektu i intuicji policyjnej, ani tym bardziej wsparcie nowoczesnych technik. A jeśli nawet dochodzi do uwolnienia porwanej Jolanty Gajdy, początkowo stwierdzamy, że bardziej to kwestia i przypadku, i jej własnej inicjatywy. Gdy jednak uwolniona bohaterka trafia do aresztu śledczego, zaczynamy wracać do pytania – plan doskonały? Doskonałe wykonanie i doskonałość pomysłu mocodawcy porwania? Nie zdradzę, zachęcam do lektury, wszak na scenie powieściowej ciągle jest komisarz Grosz.
Intryga kryminalna, w której nie ma ani kropli krwi (na jednej z kart rzeczywiście jest krew, ale czym jest naprawdę odpowie lektura książki), w której jest trup, ale zupełnie przypadkiem i bezpośrednio nie związany z właściwą sprawą (przecież policja zobowiązana jest realizować różne równolegle prowadzone sprawy), na przekór temu wszystkiemu, jest tym, co stanowi główny trzon jakościowy omawianej powieści. I nie jest to przypadek przy pracy, albowiem autor „Zapłać im, proszę” w sposób jak najbardziej świadomy wykorzystuje swoje zawodowe umiejętności. Reżyser i scenarzysta tak skonstruował fabułę powieściową, by intryga stanowiła nie tylko element spajający całość zagadką porwania i jego motywu. Zaproponowana intryga to także ciągle dozowany – by przywołać nomenklaturę chemiczną – katalizator, powodujący utrzymanie się zainteresowania czytelniczego i ciągłe napięcie fabularne, z tak wyczekiwanymi w kryminale zwrotami akcji. Swat umiejętnie dozuje informacjami oraz elementami układu przyczynowo-skutkowego. Mam jednak wrażenie, że pisząc powieść zbyt często myślami wybiegał w świat filmu, którym to nastąpi ((być może) ekranizacja opowiadanej historii. Na ekranie, uwzględniając pracę nad gotowym materiałem filmowym, łatwiej jest dopasować ilościowo poszczególne sceny, tak by napięcie i wartkość akcji trzymały cały czas równy, odpowiedni poziom. W powieści „Zapłać im, proszę” jest to trochę gorzej zrealizowane. Niewątpliwie część końcowa opowieści nabiera bardziej rumieńców i dynamiki narracyjnej oraz intensywniej wciąga czytelniczo, niż ma to miejsce w pierwszej połowie książki, w której chwilami odczuwać można spowolnienie na granicy nudy i pewnego rodzaju przegadania na niekorzyść zbyt leniwie posuwającej się akcji. Finał zaś tak szybko przebiega, że w nim uciekają gdzieś głębsze motywy postępowania bohaterów oraz szczegóły ich działań. Reasumując, w tej ciekawie ułożonej intrydze, narzucającej rytm udanej fabuły, brakuje wyważenia tempa i intensywności akcji.
„Zapłać im, proszę” jeszcze pod jednym względem jest powieścią wartą czytelniczej uwagi. Całą narracja prowadzona jest naprzemiennie, raz z pespektywy policjantów prowadzących czynności wykrywacze pod przewodnictwem komisarza Grosza, a raz z pozycji ofiary, Jolanty Gajdy, i jej porywaczy. Takie ujęcie prowadzonej opowieści nie jest niczym nowym, ale w perspektywie dość długo ukrywanych prawdziwych motywów działania sprawców oraz nie zawsze udanych decyzji i działań policjantów oraz ofiary narracyjna wielostronność uatrakcyjnia lekturę. Spojrzenie z różnych stron współgra także dość bogaty światem postaci literackich, w których na pierwszy plan wybija się oczywiście osoba komisarza Grosza i porwanej Jolanty Gajdy, choć nie małe znaczenie mają także postacie innych policjantów, choćby komendanta Strumiłły czy młodej adeptki policyjnej sztuki, Marty Czapskiej, a z drugiej strony męża porwanej, Stanisława Gajdy i oczywiście dwóch porywaczy, Sitarskiego i Pułaskiego. Autor dość rzetelnie starał się wypełnić charakterystyki stworzonych przez siebie bohaterów. Nie wszystkie postacie są zbudowane kompletnie i komplementarne, ale w wielu przypadkach kwestie charakterologiczne i emocjonalne współgrają z akcją, a także interesująco dopełniają jej tło jakże polskie i zwyczajnie codzienne. Komisarz Grosz, jako główny prowadzący czynności śledcze, podobnie jak w poprzednim tytule Swata, nie jest postacią płaską ani papierową. Rzekłbym, że tym razem otrzymuje więcej przymiotów, zwłaszcza w sferze emocjonalnej o zabarwieniu tak osobistym, jak i społecznym. Nie jest to może mocno męska i policyjnie postać, co zresztą jest świadomym zabiegiem pisarza, lecz ma swój obraz tak bardzo naturalny, a tym samym przekonujący.
W powieści tej jednak na szczególne wyróżnienie zasługuje postać porwanej Jolanty Gajdy. Z pierwszych kart książki odnieść możemy wrażenie, że autor serialu telewizyjnego „Tulipan”, w formie przerysowania proponuje nam sylwetkę typowej „blondynki”, zdobywczyni majątku męża oraz stałej bywalczyni salonów mody, urody i solarium. To jednak ciekawsza i bardziej złożona osobowość, która w powieści zostaje dodatkowo uwikłana w większą karuzelę emocji i związanych z nimi decyzji. Dominuje w niej gniew i złość, tak kierowana najczęściej w stronę porywaczy, ale nie raz także w kierunku męża, który – jej zdaniem – kalkuluje realizację złożenia okupu. Gdzieś tam w swojej inteligencji dodatkowo porwana Jolanta Gajda próbuje układać własny plan uwolnienia, w którym jest miejsce na strach, ale i odwagę mu zaprzeczającą, a w wielu momentach mogącą być odbieraną jako głupota. Wreszcie kobieta pada ofiarą syndromu sztokholmskiego, choć oczywiście nie zdaje sobie z tego sprawy, tłumacząc zaistniały stan tylko sobie realnym rozumowaniem, wynikającym z wcześniejszych doświadczeń życiowych. Bardzo ciekawym rozwiązaniem u Swata jest wykorzystanie zaistniałego syndromu sztokholmskiego do realizacji intrygi i niejednego zwrotu akcji. To akurat rzadkie u innych autorów.
„Zapłać im, proszę” Andrzeja Swata, pomimo drobnych wspomnianych niedociągnięć i braku pewnej dozy silniej odczuwalnej tajemnicy oraz mroku opowieści, jest udanym kryminałem, w którym dominuje – powtórzę jeszcze raz – zgrabnie zbudowana intryga kryminalna, mająca wpływ na udany przebieg akcji powieściowej i finalną satysfakcję czytelniczą.
Zamieszczone w Baza recenzji Syndykatu ZwB