Autor: Krzysztof Beśka
Tytuł: Ornat z krwi
Wydawca: Oficynka
Rok wydania: 2013
ISBN: 978-83-62465-73-6
Liczba stron: 578
Trudno nie zacząć recenzji tej książki od nawiązania do Dana Browna, ale niewątpliwe po wydaniu „Ornatu z krwi” Krzysztof Beśka może zostać uznany za jego krajowy odpowiednik. I nie idzie tutaj o naśladownictwo czy jakiekolwiek bezpośrednie lub pośrednie odnośniki, lecz o gatunkową przynależność do rodziny powieści sensacyjnych o zabarwieniu kryminalnym i zamkniętych w historyczno-współczesnej przestrzeni fabularnej.
„Ornat z krwi” Krzysztofa Beśki dość udanie spina w sobie to, co duża grupa czytelników lubi najbardziej: zagadkę zbrodni połączoną z tajemnicą ukrytą w czeluściach dalekiej historii, dynamiczną akcję pełną zwrotów, w których pojawia się i labirynt osób oraz wydarzeń, a także momenty ocierające się o ból i śmierć, odrobinę ludzkiego szaleństwa i odpryski rodzących się uczuć, czy wreszcie niewyjaśnione legendy przeszłości obok tajnych związków ludzi i zdarzeń, kreujących rzeczywistość, przez co jawi się ona wcale nie jako ta, którą na co dzień widzimy z okien własnych mieszkań i samochodów. Całość zamysłu fabularnego, zawierająca w sobie to wszystko, co wyżej wymieniłem, Beśka wykombinował i zrealizował pisarsko dość udanie. Zaczyna zagadkową historią spod płaszcza krzyżackiego, w której tajemnica śmierci wielkiego kontura to tylko, jak się okaże po lekturze całej książki, jeden drobny element czegoś nieokreślonego i nieodgadnionego, co swój początek ma wraz z inicjacją chrześcijańską na ziemiach pruskich, a brutalnie rozwija się współcześnie, angażując w to wszystko bohaterów powieści. Współczesna intryga jest ciekawa i wciągająca czytelniczo. O ile dość szybko wraz z bohaterami domyślamy i dowiadujemy się w jakiej grze uczestniczymy, to o tyle prawie do samego końca nie wiemy, o co gra się toczy i kto jest kim w tej rozgrywce. Właściwe śledztwo zostaje zainicjowane po serii brutalnych śmierci księży połączonych z plądrowaniem i poszukiwaniem czegoś w kościołach, a właściwie w miejscach wykopalisk. Początkowo podjęciem rozwiązania intrygi kryminalnej zajmują się odrębnie dwa nieformalne zespoły śledcze – archeolog Ewa Rimmel i dziennikarz Tomasz Horn oraz komisarz Artur Matejuk i ksiądz Józef Nehring, które dość szybko łączą fakty dramatycznych wydarzeń oraz bezpośrednie, namacalnie odczuwane zagrożenie życia. Nie zdradzając wstrząsających niekiedy momentów i epizodów całej współcześnie prowadzonej fabuły, w dalszej części osobami rozwiązującymi intrygę kryminalną będą właśnie de facto wymienieni Ewa Rimmel i Tomasz Horn, z niemałym i zaskakującym udziałem księdza Nehringa. I trzeba przyznać, że odbywa się w to w sposób dość ciekawy, można by powiedzieć systematyczny, lecz wcale nie nudny lub zbyt powolny, bo w miarę odpowiednio przerywany mocnymi scenami i zwrotami akcji. Choć nie mogę nie zdać pytania, gdzie w tym wszystkim są odpowiednie służby policyjne czy inne, które zresztą Beśka pod koniec powieści przywołuje. Mam nieodparte wrażenie, że o ile udział Straży Granicznej w dziejących się na naszych oczach zdarzeniach został choć wystarczająco przedstawiony, co znajduje uzasadnienie obecnością terenów przygranicznych, to – gdyby nie licząc postaci komisarza Matejuka – policja gdzieś tylko majaczy w tej fabule. Finalnie, nie zdradzając treści książki, służby mundurowe wypadają pozytywnie, lecz wydaje się, że Beśka powinien bardziej włączyć ich działania w całość opowiadanej historii, uwiarygodnić, może poprzez ciekawe i dopełniające element zagadkowości działania operacyjne, pod przykryciem itp. Wyraźnie mi tego brakowało, zwłaszcza, że gdzieś takie kwestie w opowiadanej historii istnieć miały, o czym świadczy narracyjne wytłumaczenie ostatnich scen powieści.
Odrębną rzeczą, bardzo ważną dla recenzowanej powieści, jest cały wątek historyczny, realizowany w kilkunastu scenach. Nie pojawiają się one wcale chronologicznie, co nie ma znaczenia dla całości opowiadanej historii. Obejmują czasy od roku 997, poprzez 1330, 1513, do roku 1986. A przywołują znane wszystkim polskim czytelnikom postacie i ich historie: św. Wojciecha i jego męczeńską śmierć, mistrza Zakonu Krzyżackiego Wernera von Orseln i jego tragicznej śmierci w wyniku zamachu dokonanego przez Jana von Endorfa pod „Złotą Bramą” (określenie przyczyn tego zamachu również przysparza historykom niekiedy wręcz legendarnych rozwiązań), Mikołaja Kopernika i jego brata Andrzeja (choć tutaj nie mamy opowieści o odkryciach astronomicznych, lecz bardziej związane jest to z pobytem i działalnością biskupią na ziemi fromborskiej) i po raz kolejny postać św. Wojciecha, lecz związaną z kradzieżą i dewastacją jego sarkofagu, której dokonali (dość „szczęśliwie” rzekłbym dla pisarza Beśki i jego pomysłu powieściowego) trzej gdańszczanie w nocy z 19 na 20 marca 1986 roku, by następnie przetopić dużą część sarkofagu w jednym z miejskich garaży. Wszystkie te postacie i wydarzenia, odtworzone literacko przez Krzysztofa Beśkę, wydaje się, że zostały niezwykle umiejętnie i trafnie dobrane pod kątem czasowym i przestrzennym z jednoczesnym uwzględnieniem wiarygodności fabularnej, jak i historycznej. I tutaj autorowi „Ornatu z krwi” należy się pochwała. Pomysł znakomity, przygotowanie warsztatowe również, gorzej niestety – moim zdaniem – z wykonawstwem powieściowym. Przede wszystkim brakuje mi wyraźnego spięcia przywoływanych scen. Spięcia o charakterze fabularnym, nie tematycznym, bo to akurat wykonane zostało poprawnie. Narracyjne przeskoki w przeszłość niestety wybijają z rytmu lektury współcześnie prowadzonej intrygi i prób jej rozwiązania. To jedno, a drugie to kwestia epatowania zagadką i tajemnicą przeszłości, co autorowi zdaje się wychodzi dość umiejętnie. O ile, powtórzę, narracyjne zwroty w dawne czasy psują chwilami napięcie lektury, to równocześnie podkręcają swoimi niedopowiedzeniami fabularny rebus.
Niestety „Ornat z krwi”, poza ciekawością i dynamiką swojej opowieści, wzbudził we mnie kilkukrotnie niedosyt i niezadowolenie. Chodzi o kreacje głównych bohaterów. Nie są to słabe postacie literackie, ale też nie wzbudzają takiego zainteresowania, jakie winny w całej powieści posiadać. Tak dość skrupulatnie i intrygująco skonstruowana fabuła wymaga adekwatnych postaci, mocnych, interesujących i przynajmniej w części także intrygujących. Ten ostatni przymiot najbardziej „działa” w przypadku księdza Józefa Nehringa. Gorzej jest z dwoma głównymi bohaterami, archeolog Ewą Rimmel i dziennikarzem Tomaszem Horn. Jeśli to oni mają spajać cykl powieściowy, a z informacji medialnych wynika, że Beśka chce tworzyć trylogię, to muszą w kolejnych tytułach otrzymać mocniejszy kręgosłup literacko-psychologiczny z własną przeszłością, odczuciami, emocjami i zdaniem. W „Ornacie z krwi” to wszystko z pozoru jest, najbardziej u Horna, lecz jakoś tak delikatnie, niekiedy lekko, rzekłbym na zasadzie dotknięcia materii. Koniecznie trzeba w nich tchnąć więcej życia i dynamiki nie tylko na poziomie fizycznych działań. A materiał wyjściowy, dzięki swoim umiejętnościom pisarskim, Beśka ma znakomity.
W pierwszej wersji recenzji uciekł mi ciekawy wątek dotyczący geografii literackiej omawianej powieści. Mam na myśli przede wszystkim Castrum Dominae Nostrae, czyli może niewielkie liczbą ludności i powierzchnią miasteczko, ale cenne i ważne miejsce dla kultury polskiej i europejskiej. Frombork, mi osobiście w pierwszej kolejności kojarzy się ze wzgórzem katedralnym, które u Beśki zostało niezwykle drobiazgowo i autentycznie przedstawione. Autentyzm i realizm miejsc akcji jest w książce realizowany na bardzo wysokim i atrakcyjnym dla czytelnika poziomie. Czuć wyraźnie klimat miejsc i autentyzm przestrzeni, nie tylko Fromborka, ale i Gdańska, Kwidzyna, a nawet Malborka. Dodatkowo strefa graniczna została wykorzystana ze swoim bagażem możliwych problemów geopolitycznych, co dodatkowo wprowadza wartość napięcia całej akcji i czasoprzestrzeni. I jeszcze interesujący zabieg, by wiele miejsc współczesnej akcji określać dokładnymi współrzędnymi geograficznymi. Warto podczas lektury skorzystać z pomocy internetu czy odbiornika GPS, wprowadzając te podane namiary. I poczuć się jeszcze bardziej wewnątrz akcji, w tym konkretnym, istniejącym, wymiarowanym miejscu.
W pierwszej wersji recenzji uciekł mi ciekawy wątek dotyczący geografii literackiej omawianej powieści. Mam na myśli przede wszystkim Castrum Dominae Nostrae, czyli może niewielkie liczbą ludności i powierzchnią miasteczko, ale cenne i ważne miejsce dla kultury polskiej i europejskiej. Frombork, mi osobiście w pierwszej kolejności kojarzy się ze wzgórzem katedralnym, które u Beśki zostało niezwykle drobiazgowo i autentycznie przedstawione. Autentyzm i realizm miejsc akcji jest w książce realizowany na bardzo wysokim i atrakcyjnym dla czytelnika poziomie. Czuć wyraźnie klimat miejsc i autentyzm przestrzeni, nie tylko Fromborka, ale i Gdańska, Kwidzyna, a nawet Malborka. Dodatkowo strefa graniczna została wykorzystana ze swoim bagażem możliwych problemów geopolitycznych, co dodatkowo wprowadza wartość napięcia całej akcji i czasoprzestrzeni. I jeszcze interesujący zabieg, by wiele miejsc współczesnej akcji określać dokładnymi współrzędnymi geograficznymi. Warto podczas lektury skorzystać z pomocy internetu czy odbiornika GPS, wprowadzając te podane namiary. I poczuć się jeszcze bardziej wewnątrz akcji, w tym konkretnym, istniejącym, wymiarowanym miejscu.
„Ornat z krwi” jest powieścią udaną, niosącą ze sobą naprawdę ciekawą i intrygującą przygodę czytelniczą, w której – wydawca wcale się nie myli – finał okazuje się totalnym zaskoczeniem dla wszystkich.
Zamieszczone w Baza recenzji Syndykatu ZwB oraz książka czytana w ramach Kryminalnego Wyzwania.
W tym tygodniu czytałam już jedną recenzję tej książki. Ta jest druga i cieszy mnie bardzo fakt, że obie były pozytywne i zachęcające do lektury książki. Uwielbiam zaskakujące zakończenia.
P.S. Recenzja dodana do wyzwania, dziękuję za zgłoszenie 🙂
Przepraszam, ale nazywam się Beśka, a nie Beśko 🙂
Panie Krzysztofie, przepraszam, chochlik edytorski, mój edytor zna w słowniku wersję z literą „o”. Już wszystko poprawione, jeszcze raz przepraszam i biję się w pierś, bo komputerem przecież rządzi człowiek.
Dziękuję za ogromną recenzję i uwagi. Pozdrawiam!
Czy ogromna to nie wiem, choć w tym wszystkim o jeszcze jednym, pozytywnym elemencie zapomniałem – geografii literackiej. Najpewniej uzupełnię ten tekst o tą kwestię. Pozdrawiam!