Autor: Iwona Mejza
Tytuł: Wyszedł z domu i nie wrócił
Wydawca: Oficynka
Rok wydania: 2013
ISBN: 978-83-64307-03-4
Liczba stron: 286
Tym razem zacznę od wyznania. Mam słabość do powieści kryminalnych Iwony Mejzy. Zaczęło się od „Wszystkich grzechów nieboszczyka”, którą to książkę recenzowałem w połowie roku. W tamtym przypadku doceniałem humor, lekkość i pogodę snutej kryminalno-biurowej historii. Kolejna opublikowana powieść „Wyszedł z domu i nie wrócił” pozornie już tytułem zapowiadać mogła rzecz poważniejszą, spowitą większą dozą dramatów ludzkich. A jest kolejny raz, to co u Mejzy niepowtarzalne, urokliwe i atrakcyjne czytelniczo, czyli i kryminalnie, i dramatycznie, i zabawnie, i intrygująco.
Zacznijmy od intrygi, której konstruowanie autorka opanowała celująco. Nie chcąc zdradzać całej fabuły powieściowej, pozwolę sobie przywołać tylko jedno hasło: „podwójny nieboszczyk” w „pustym” grobowcu. Gdy po raz pierwszy pojawiło się ona na kartach powieści, przez moment przebiegła mi nawet myśl, że tym razem pisarka przesadziła i to się nie może udać. Im jednak dalej wczytywałem się w książkę i wciągany byłem w akcję fabularną, tym bardziej wyrażałem swoje zdumienie, że nikt wcześniej ze znanych mi autorów tak właśnie nie poprowadził istotnego wątku intrygi kryminalnej. Zresztą cała fabuła pod kątem intrygi jest zbudowana udanie, na tyle umiejętnie, że jeśli nawet czytelnik jest już blisko rozwiązania zagadki, to następuje zwrot, odwołanie do innego zdarzenia czy osoby, i zabawa w śledczego znów jest kontynuowana. Mejza świetnie radzi sobie z czasem powieściowym, tym linearnie prowadzonym wespół ze śledztwem policyjnym, ale także tym przywoływanym z przeszłości, co dla całej historii ma znaczenie niebanalne. Czytelnik jest trzymany w napięciu, choć nie jest to rodzaj naprężenia wywoływanego okrutną stroną zbrodni, lękiem morderczej chwili czy też trwogą zetknięcia się ze zbrodniarzem twarzą w twarz. Autorka, budując napięcie czytelnicze, wierna jest swoim mistrzyniom, Joannie Chmielewskiej i Agacie Christie. I śmiało można ją nazwać ich zdolną uczennicą, potrafiącą pisać udanie kryminały. Oprócz wyraźnej intrygi, w wybranych scenach odczuwa się dramat, niekiedy o zabarwieniu kryminalnym, a jeszcze częściej, rzekłbym, obyczajowym. Mejza chce być bowiem obserwatorką życia we wszystkich codziennych aspektach życia, niezależnie czy dotyczy to policjantów, czy też innych osób zaangażowanych w fabularne wydarzenia.
Świat postaci literackich, jakie ożywają na recenzowanej powieści, jest w miarę bogaty i różnorodnie ciekawy. Oczywiście prym wiodą policjanci z komendy oświęcimskiej, na czele z komisarzem Sławomirem Ożegalskim. Obok nich pełnoprawnymi uczestnikami akcji są emerytowani mieszkańcy miasta leżącego nad Sołą. Bohaterowie „Wyszedł z domu i nie wrócił” zostali dobrani charakterologicznie w pełni świadomie i różnorodnie, tak by wypełnić swoimi sylwetkami cała tablicę ludzkich zachowań. Jak już wspomniałem, w całej palecie codziennego życia, zwyczajnego, a także tzw. wysokiego, w tym przypadku najbardziej spod znaku literatury. Mam na myśli jedną z postaci, tworzącej rymy, powiedzmy trochę żartem, że nie częstochowskie, ale bardziej oświęcimskie. I zadziwiająca jest troska o tego lokalnego artystę słowa realizowana przez policjantów, z krwi i kości. Niewątpliwie jest jedne z wielu elementów świata przedstawionego omawianej powieści, na który patrzeć musimy z przymrużeniem oka i atrakcyjną dozą ironii. Humor sytuacyjny i słowny to coś, co stanowi dominantę powieściową i jest znakiem rozpoznawczym Iwony Mejzy. Każdy bohater ma w sobie coś humorystycznego i zabawnego, a takich zdarzeń i zdań, które powodują uśmiech na twarzy czytelnika na kartach książki jest bez liku. Nie śmiem nawet przywoływać w szczegółach takich scen, by nie psuć ewentualnej zabawy, ale nie mogę darować sobie choćby wspomnienia obrazów np. odpraw i dyskusji z zieloną herbatą na czele i porcją „słodkiego” w komendzie powiatowej czy „drugiego życia” oświęcimskich emerytów w obliczu piękna kobiecej dojrzałości. Takich mrugnięć do czytelnika jest sporo. Niektóre z nich stanowią drobny, ale istotny kawałek całej fabularnej układanki. Są też takie, powiedziałbym w pełni immanentne, umieszczonej dla samej przyjemności i lekkości lektury. Najciekawszy wydaje ten wątek, który jest też najsilniej dla powieści kryminalnej jest autotematyczny. Idzie o literacko-bibliofilską pasję komisarza Ożegalskiego poszukiwania co dawniejszych i rzadszych wydań kryminałów, z namiętnym wczytywaniem się w nie.
„Wyszedł z domu i nie wrócił” to także znamienity przykład historii powieściowej, której charakter jest niepowtarzalny i niecodziennie interesujący dzięki miejskiej przestrzeni, istniejącej jakby celowo dla tej akcji. Mam na myśli Oświęcim, ze swoimi ulicami, miejscami, budynkami, a nawet historią. Ta książka to z pewnością jedna wielka promocja miasta. Co ważne, Oświęcim Mejzy nie jest nachalny i nie razi sztucznością, a tym bardziej pewnym „siłowym” umieszczaniem akcji współczesnej i przeszłej w ramach granic miejskiej rzeczywistości. Nie bałbym się powiedzieć, że omawiana powieść to rodzaj literackiego przewodnika i mapy oświęcimskich toposów o zabarwieniu kryminalnym.
O ile rzetelność oświęcimskich peregrynacji jest widoczna, podobnie jak dbałość o koronkową i atrakcyjną intrygę fabularną, to troska o realność przedstawianych zdarzeń nie zawsze jest doprowadzona do końca. Nie każdy taki element przeszkadza czy przesłania lekturę, ale nie mogę milczeć w obliczu tak lekkiego potraktowania wątków dla mnie bezpośrednio zawodowych – policyjnych i kryminalistycznych. Zacznę od postaci stażysty, który to wchodzi w skład grupy śledczej. Buciek dostał dziwny etat, nie istniejący – na szczęście – w polskiej policji. Domyślam się, że bardziej autorce chodziło o pewną figurę żółtodzioba, ale pamiętajmy, że nawet najmłodszy wiekiem życia policjant po ukończeniu obowiązkowego szkolenia podstawowego jest policjantem z pełnymi uprawnieniami, wynikającymi z treści ustawy o policji. I nosi tak samo mundur jak inni i spadają na niego takie same podstawowe obowiązki. W przypadku tej jednak postaci, autorka zbyt mocno uprościła sobie realizację swojego pomysłu. I jeszcze jedna sprawa, nad którą nie mogę przejść obojętnie. Fragment dokumentu znaleziony przy jednym ze szkieletów. Tak się zastanawiam czy możliwe było przez okres dziesięciu lat, w takich warunkach, przy takim zeszkieletowaniu, zachowanie dokumentu w takim, a nie innym stanie. Jeśli nawet, taka zawodowa podpowiedź, badaniami dokumentów jako śladów kryminalistycznych, także w zakresie ujawnienia i odczytania niewidocznych zapisów lub nadruków nie zajmują się medycy sądowi, lecz biegli z zakresu kryminalistycznych badan dokumentów. Wiem co mówie, bo zdarzyło mi się w karierze badać kiedyś zniszczone i nieczytelne dokumenty ujawnione przy rozkładających się zwłokach. I badania te uwieńczone były sukcesem, dzięki któremu można było zidentyfikować zwłoki. Polecam nieskromnie swój artykuł w „Problemach Kryminalistyki” (2002 rok, numer 235).
Książka Iwony Mejzy „Wyszedł z domu i nie wrócił” jest niewątpliwie udaną propozycją lekkiego kryminału, z dużą dawką humoru i ironii, a jednocześnie niezwykle atrakcyjną i wciągającą intrygą kryminalną. Warto po tą powieść sięgać pomiędzy tymi tytułami, które wcześniej zmroziły czytelniczo umysł i serce lub w zapowiedziach wydawniczych „grożą” lękiem książkowego zetknięcia się z największym złem ludzkiego świata.
Zamieszczone w Baza recenzji Syndykatu ZwB oraz książka czytana w ramach Kryminalnego Wyzwania
[…] moja słabość do powieści Iwony Mejzy. Zgrabnie ułożonych intryg kryminalnych w książce „Wyszedł z domu i nie wrócił” z tak dużą dozą humoru, że tylko czytać, bawić się i odpoczywać. Do tego służy […]