Autor: Agnieszka Miklis
Tytuł: Wściekła skóra
Wydawca: Videograf
Rok wydania: 2013
ISBN: 978-83-7835-130-6
Liczba stron: 538
Udany debiut powieściowy w postaci thrillera lub kryminału, w dobie coraz liczniej wydawanych dobrych polskich tytułów, to nie lada wyzwanie. Zmierzyła się z nim Agnieszka Miklis. Jej „Wściekła skóra” już samą okładką nie pozwala być obojętnym wobec książki. Śmiało można powiedzieć, że pośród tytułów leżących na półkach księgarskich w roku 2013, książka Agnieszki Miklis posiada najbardziej niepokojącą i przerażającą okładkę. Ale, jak okazuje się po lekturze, to tylko początek najmocniejszych emocji i wrażeń. Pierwsze strony powieści nie zapowiadają „festiwalu mroku”, bardziej uderzają pewną zagadką i egzotyką, choć wcale nieodległą, bo związaną z Holandią, pozornym, jak się okaże, „rajem gastarbajterów”. Dość szybko jednak poznajemy jedną z głównych bohaterek, a wraz z nią pojawia się niepokój, jakieś swoiste rozedrganie. Roswita Rein, już same jej imię, zawsze budzące zaciekawienie i zdziwienie, wyznacza niejako postaci literackiej ponad normalne życie czytelnicze. Bardzo szybko zostajemy wrzuceni w wir zmian życiowych bohaterki, wraz z uderzeniem własnej matki w twarz szklanym wazonem. Dalej jest już tylko większa i mocniejsza gonitwa emocji, dramatów, mroków przeszłości i walki o życie. A wszystko to wrzucone w holenderski kocioł wyuzdania, szaleństwa, seksualnego rozpasania i ukrytych zbrodni.
„Wściekła skóra” jako tytuł, kto wie czy nie jest najlepszym elementem książki. Nie zdradzając szczegółów ta wyjątkowo odrażająca swoim obrazem skóra to nie tylko przymiot ludzkiej choroby, ale to także zewnętrzny atrybut ludzkiej psychiki i tygla emocji. Wreszcie to widoczna gołym okiem powierzchnia holenderskiej tkanki społecznej i obyczajowej, wewnątrz buzującej jeszcze bardziej odrażającym niż na zewnątrz zdziczeniem i odarciem z wszelkich humanistycznych wartości. Tak widziana przez Miklis Holandia wrzuconych weń Polaków także szybko i sprawnie odziera z pozorów wcześniejszej polskiej codzienności. Taka wizja świata zewnętrznego, ale przede wszystkim świata ludzkiego przytłacza na większości kart powieści. Klimat stęchlizny, zakłamania, wyuzdania i śmierci jeśli nie fizycznej, to choć tej emocjonalnej, przedziera w większości opisów zarówno miejsc topograficznych, jak i zapisów stanów psychicznych bohaterów. Powieść Agnieszki Miklis ma strukturę niezwykle przemyślaną, logiczną i wyraźnie ułożoną według dramatycznego klucza. Pomimo jednak założonego porządku fabuły, autorka umiejętnie także na poziomie prowadzonej opowieści oddaje klimat przedstawianego świata zewnętrznego i wewnętrznego. Czyni to za pomocą zmian podmiotów narracji. Tutaj opowiadanie nie toczy się regularnie z perspektywy przywołanej już bohaterki Roswity. Poznajemy świat i ludzi w ich historiach oraz odczuciach w kilku perspektywach, co ważne dla całości opowiadanej historii, postaci pochodzących z Polski, ze śląskim balastem doświadczeń lokalnych i rodzinnych, oraz postaci holenderskich, także przetrawionych doświadczeniami historii spod znaku swastyki oraz krwi niemieckiej i żydowskiej. Powoduje to, że lektura książki jest chwilami bardzo ciężka, im bardziej autorka chce rozedrgać opowieść, tym bardziej zmienia perspektywę podmiotu narracyjnego. To w lekturze przeszkadza, choć w całościowym odbiorze książki zdaje się być to chwytem pisarskim dość udanym. Choć mam wrażenie, że dbałość o język narracji, tak doceniona już w pierwszych uwagach krytycznych przez Martę Miziuro, właśnie w perspektywie zmian podmiotów narracji, nie jest do końca udana. Mam na myśli nie dostosowanie języka właśnie do podmiotów narracji. To słabsza strona bardzo udanie przemyślanej struktury powieści. Mam wrażenie, że chęć oddania „wściekłości” rzeczywistości na poziomie języka tak bardzo przesłoniła Agnieszce Miklis, pozostałe elementy zamysłu pisarskiego, że niejako sama poddała się tej wszechobecnej dominacji języka obrazowego. To co mam za złe, to to, że niezależnie czy narracja wychodzi od Roswity Rein, czy Tani Koneckiej, czy też Petera Drosda, by przywołać tylko najważniejsze persony dramatu, ona jest taka sama na poziomie wyboru języka. A szkoda, bo narracja mogła wówczas różnić się nie tylko perspektywą widzenia, rozpoznania rzeczywistości i odczytania jej poprzez własną psychikę (na marginesie każdą w jakiś elementach rozchwianą), ale także doborem języka mówionego, ale przede wszystkim opisowego. Popatrzmy na przykłady, pierwszy z perspektywy narracyjnej Roswity: Tydzień oczekiwania na wyjazd był koszmarem. Powietrze zalegające w ich dwupokojowym mieszkaniu w Osadzie Jana zdawało się mieć konsystencję błota – oddychanie nim było równie przyjemne, jak tańczenie walca wiedeńskiego w bagnie. I drugi także z analogicznej perspektywy narracyjnej: Gdy zanurkowała w biurowe korytarze, poczuła się niezręcznie, jak w tych snach, gdy nagle uświadamiamy sobie, że nie mamy na sobie majtek. Pierwszy z cytowanych fragmentów mógłby być zarówno głosem narratora spoza opowiadanej historii, jak i głosem każdego innego bohatera, którego do życia powołała Miklis. Drugi zaś cytat znakomicie oddaje postać Roswity, z pewnym niedopowiedzeniem i mam wrażenie takim także kobiecym widzeniem świata.
Takich perełek językowych jest więcej, choć mam wrażenie, powtórzę, że autorka „Wściekłej skóry” nie do końca nad nimi zapanowała. Podobnie jak nie zapanowała nad licznymi odniesieniami kulturowymi, społecznymi czy literackimi. Mam na myśli, nie brak znajomości, bo tej Miklis nie można zarzucić. W wielu miejscach trafnie odnosi się zarówno do osób, ich historii, do cytatów czy obrazów minionych zdarzeń. Mam jednak olbrzymie wątpliwości, co do wiarygodności takich zabiegów z punktu widzenia zarysowanych postaci literackich. Moje wrażenie jest takie, że Agnieszka Miklis w „Wściekłej skórze” przekombinowała z tym zabiegiem. Najbardziej wyraźne jest to w dwóch scenach, pierwszej chwili zbliżenia erotycznego dwóch głównych bohaterek, Roswity i Tani, przykrytej poezją Federico Garcia Lorki, a drugiej dotyczącej dyskusji pomiędzy Roswitą i Eriką tuż przed dramatycznymi chwilami zbrodni zwielokrotnionej, ukraszonej cytowaniem Maxa Reinhardta, by było mało, jako wpisem noszonym w portfelu Romy Schneider. To dramatycznie ciekawe chwile, ale nieautentyczne zarówno życiowo, jak przede wszystkim literacko z punktu widzenia przedstawionych postaci.
Powieść „Wściekła skóra” jako całość opowiadanej historii stanowi jednak bardzo zwartą i w pełni przepracowaną książkę. Jest wyjątkowym, jak na warunki polskie, przykładem na udany w pierwszej kolejności thiller psychologiczny. Z ciekawym ujęciem kobiecego spojrzenia na bardzo realne historie wykorzystania i upodlenia ludzkiego. Główne miejsce akcji Noord Riesen, jak uświadamiają sobie bohaterki powieści, pożera swoich mieszkańców. I to niewątpliwie udanie pokazała autorka, dodam niezwykle sugestywnie, operując słowem literackim, co odczuje każdy czytelnik książki. Gwarantuje to jakość tego debiutu wydawniczego. Surowe to spojrzenie, niekiedy wymuszające niezgodę, ale jednocześnie przekonujące widzenie natury ludzkiej, co udowadnia literacki los Roswity i przerażającego Hankiego, naznaczonego chorobą. „Wściekła skóra” to także kryminał, z intrygą, dość mocno skomplikowaną, która wymaga prawie do ostatnich stron książki uwagi i poszukiwania głównie śladów emocjonalnych zbrodni i ich sprawców. Wątek śledczy, pojawiający się dopiero od dalszej części powieści jest udanie poprowadzony, dwutorowo z niezwykle dramatycznym i zapierającym dech finalnym dramatem, który Miklis rozciągnęła umiejętnie na kilkanaście finalnych stron książki. To debiut warty lektury i zapamiętania nazwiska autorki. Wydawnictwo Videograf wzmacnia swoją pozycję wydawniczą kolejną ciekawą pisarką, po Katarzynie Bondzie. Mam wrażenie, że Agnieszka Miklis „zamiesza” kolejną książką na półkach księgarskich.
Zamieszczone w Baza recenzji Syndykatu ZwB
[…] Niestety. Mocnych wrażeń dostarczyła za to debiutująca polska autorka Agnieszka Miklis. Jej „Wściekłą skórę” nie da czytać się obojętnie. I to niewątpliwie największy sukces pisarki. Bardzo udany […]