Autor: Michael Hjorth, Hans Rosenfeldt
Tytuł: Grób w górach
Tłumaczenie: Alicja Rosenau
Wydawca: Czarna Owca
Rok wydania: 2013
ISBN: 978-83-7554-667-5
Liczba stron: 492
Nie będę ukrywał, czekałem na tą książkę. Tak, jestem fanem cyklu powieściowego autorstwa dwóch szwedzkich scenarzystów Michaela Hjortha i Hansa Rosenfeldta. I tak naprawdę nie czekałem na kolejną kryminalną historię spod znaku tych dwóch autorów, zwłaszcza, że poprzednia, zaprezentowana w powieści „Uczeń”, trąciła czymś bardzo znanym, spod znaku Hanibala Lectera. Mam na myśli oczywiście pojedynek uwięzionego i pałającego żądzą zemsty seryjnego mordercy Hinde’go oraz genialnie uzdolnionego, a jednocześnie wybitnie asocjalnego psychologa policyjnego Sebastiana Bergmana. Tak, czekałem właśnie na tego ostatniego z wymienianych, bohaterów. Cykl powieściowy Hjortha i Rosenfeldta odnosi sukces czytelniczy w wielu krajach, nie oszukujmy się, właśnie ze względu na głównego bohatera.
„Grób w górach”, bo o tej książce tutaj mowa, podobnie jak poprzednie tytuły, jest pozycją warsztatowo, z punktu widzenia zamierzonego celu pisarskiego, jeśli nie doskonałą, to przynajmniej skończenie dopracowaną. Widać tutaj świetne doświadczenie scenopisarskie autorów, książka jest kolejnym gotowym materiałem na atrakcyjny scenariusz, ale jednocześnie znakomicie została pre-transponowana na udaną powieść. Mogę oczywiście się mylić, ale obaj autorzy piszą swoje książki obrazami, scenami. Pierwotnie w procesie twórczym myślą więc filmowo, a że sztuka pisarska nie jest im obca, finalnie oferują czytelnikom wcale dobre wrażenia z lektury poszczególnych kart.
Fani Sebastiana Bergmana, głównego bohatera powieści duetu szwedzkiego, i tym razem nie będą zawiedzeni. Tym samym sukces także rynkowy kolejnego tytułu gwarantowany, a nie zdradzając szczegółów, jego historia zostaje tak pokierowana, że kiedy dotrzecie do ostatniej strony, już będziecie czekać na kolejną książkę cyklu. Postać Begmana nie zawodzi, albowiem – zgodnie z tym, co zauważyli wielokrotnie krytycy już w poprzednich tytułach – nadal jej zamysł osobowościowy trąci „pokręconą” psychiką à la dr House. Choć czytelnicy w pewnym momencie, jeśli się nie zaniepokoją, to przynajmniej będą przecierać oczy ze zdumienia. Zmiana zachowania, pewnego rodzaju przewartościowanie celów życiowych, a nawet poddanie się nowym, wcześniej obcym dla niego emocjom, to syndrom nowego Bergmana. Ale czy z pewnością? Czy idea życiowa zachowania specyficznie rozumianych i ukrywanych więzi rodzicielskich, a więc z pozoru mieszczącą się w kanonach ogólnie pojętego dobra, przewrotnie w wykonaniu skądinąd znakomitego psychologa nie będzie prostą drogą ku katastrofie? Nie na każde tego typu pytanie znajdziecie odpowiedź w powieści. Część z nich stanowi niejako wyjście do dalszych historii, które Hjorth i Rosenfeldt będą dopiero przelewać na papier. Ale o jedno autorzy zadbali, czytelnicy znów się nie nudzą. I z pewnością nie zostają obojętni na postać Bergmana, a ich udziałem jest cały wachlarz emocji – od fascynacji po irytację czy nawet nienawiść, zwłaszcza, gdy niejeden czytelnik będzie papierową postać odnosił do żywych osób i własnych doświadczeń. Autorzy „Ciemnych sekretów” poszli jednak dalej, rozwijając równolegle zarysowane już wcześniej historie pozostałych postaci, członków grupy śledczej, kierowanej przez Torkela. Ich sylwetki są tak poprowadzone, że śmiało można powiedzieć, że stanowią argumenty dla tezy: wybitny śledczy ponosi konsekwencje udanej pracy zawodowej kosztem życia osobistego i społecznego. Równie dobrze możemy spojrzeć na to z innej strony. Nie o udowodnienie tezy tutaj chodzi, tylko ta wymieniona konsekwencja jest wnioskiem zbudowanym w oparciu o analizę obrazu emocjonalnego i psychicznego bohaterów. W sumie, patrząc zarówno na dorobek tytułowy w obrębie szeroko rozumianej literatury kryminalnej, jak i na osiągnięcia psychologii i doświadczenia policji świata, takie przedstawienie ceny za sukces śledczy nie jest niczym nowym. Hjorth i Rosenfeldt swoje postacie ubrali w dość realne osobowościowo sylwetki, wikłając w autentyczne interakcje i emocje. Każdy, nawet jeśli niesie z pozoru dobre doświadczenia, doświadcza balastu życia społecznego, które rządzi się prostymi prawami arytmetyki. Wystarczy popatrzeć. Torkel z zerwaną więzią rodzicielską z córkami oraz niespełnioną, nierealizowaną codziennością miłością do Ursuli. Ursula z zamkniętym, a ciągle ukrywanym przed światem, rozdziałem w postaci małżeństwa i lękiem otwarcia się na prawdziwe uczucia do córki i Torkela. Billy z powolnym, wcale nie wolnym od lęków, otwieraniem się na drugą osobę, My i życie z nią, a jednocześnie walką o prawdziwą przyjaźń z Vanją i poznawaniem swojej ciemnej strony psychiki pod postacią „przyjemności” zabijania. Vanja z doświadczaniem przyjaźni, otwarcia, ale też z rewolucją emocji wywołanych uwięzieniem Valdemara, i zbliżającą się katastrofą prawdy i uczciwości. Nawet nowa postać w zespole, Jennifer, nie jest odosobnieniem, choć najmniej jeszcze doświadczona musi zmagać się z wewnętrznymi siłami, które w momencie egzystencjalnych wyborów pod postacią zawodowych decyzji, nie są takie, jakich oczekują inni i ona sama. O Sebastianie już nic więcej nie napiszę, to postać do „przeczytania” i emocjonalnego „przeżycia”.
„Grób w górach” to jednak udana powieść kryminalna. O dość klasycznym układzie fabuły, realizowanej w kilku równolegle prowadzonych wątkach i scenach, które temporalnie dążą w jednym kierunku. Intryga kryminalna, w której i tym razem mamy między innymi, i sporą ilość zwłok, i nie jednego sprawcę, i tajemnice wywiadu, wciąga i prawie do końca nie pozwala na zastosowanie przez czytelnika prostych i trafnych rozwiązań. Motyw zbrodni i jej przebieg, a także historia jej wtórnego życia, trącą poprawnością polityczną tak bardzo obecną w kryminalnych dokonaniach Skandynawów. Nie można jednak zapominać, że przywołane fikcyjne sceny w wielu krajach, zwłaszcza nie skandynawskich, miały swoje odzwierciedlenie w odpryskach rzeczywistości ostatnich lat. Polski czytelnik, patrzący z perspektywy środkowoeuropejskich doświadczeń, może nie do końca wczuć się w rytm ukrytych na kartach książki emocji społecznych. Choć przedstawienie postaci pochodzenia afgańskiego i ich przeżywania po swojemu przeszłej i teraźniejszej historii zostało przez Hjortha i Rosenfeldta ujęte w ramy uniwersalnej opowieści o dramacie ludzkim. Ja jeszcze patrzę na ostatnią powieść „Grób w górach”, mając w pamięci niedawne kilkudniowe, gorące zamieszki na przedmieściach kilku szwedzkich miast, i w pewien sposób odbieram ją jako autorskie ujęcie kryzysu modelu szwedzkiego.
Zamieszczone w Baza recenzji Syndykatu ZwB
[…] serii świetnego duetu pisarskiego z nazwiskami Michael Hjorth i Hans Rosenfeldt. Mam na myśli „Grób w górach” z ulubionym, niepokornym i nieobliczalnym bohaterem powieściowym, psychologiem policyjnym […]
[…] i smaku naszego życia. Już przy okazji recenzowania poprzedniego tytułu powieściowego, „Grób w górach”, wyraźnie podkreślałem wyjątkowość świata postaci literackich, wykreowanych przez […]