Dlaczego kolejna powieść, kolejna seria kryminalna z bohaterem w mundurze? Czy to spełnianie chłopięcych marzeń o służbie w mundurze 🙂 ? Czy zimna kalkulacja pisarza kryminałów?
To przede wszystkim spełnienie marzeń literackich. Od początku marzyłem o takiej serii, ale wiedziałem, że muszę się do niej odpowiednio przygotować, także warsztatowo. Dlatego serię z Markiem Benerem potraktowałem jako swoiste rozpisanie się, trening w tworzeniu fabuły i postaci, właśnie po to, bym mógł napisać powieść z bohaterem policjantem, którego stworzyłem tuż po podpisaniu umowy na debiut literacki. Dwa lata nosiłem go w sobie, aż w końcu zrozumiałem, że po trylogii z Markiem Benerem muszę podjąć nowe pisarskie wyzwanie. Muszę zrobić krok naprzód w mojej pisarskiej drodze.
Co stało za wyborem miejsca powieściowej historii? Czy Twoim zdaniem małe miasta, ze swoją nieco duszną atmosferą są atrakcyjniejsze literacko?
Po pierwsze, poszukiwałem miasta, które pasowałoby do mojego bohatera, introwertyka, mężczyzny zamkniętego w sobie po przeżytej traumie, cichego i spokojnego. Po drugie poszukiwałem miasta, które dawałoby wiele możliwości fabularnych, a mała, kameralna i urodziwa Chełmża położona nad jeziorem, którego brzeg styka się ze starówką, spełnia wszystkie te kryteria. No i jest taka jak Bernard Gross, właśnie cicha i spokojna. Nie bez znaczenia jest też to, że oddalona jest od Torunia zaledwie o dwadzieścia kilometrów.
Kto lub co jest dla Ciebie najczęściej inspiracją dla tworzenia fabuł kryminalnych? Prawdzie zdarzenia, bardziej własna wyobraźnia czy też kontakty z ekspertami, policjantami?
Bardzo ciężko odpowiedzieć mi na to pytanie. Staram się przede wszystkim bazować na własnej wyobraźni, ale przecież nie jestem oderwany od świata i wszystko to, co mnie interesuje, co zobaczę i czego się dowiem, inspiruje mnie i wpływa na ostateczny kształt moich fabuł. Przyglądam się też sprawom tajemniczych zaginięć, bo to dla mnie niewyczerpalne źródło wielu inspiracji. Inspirują mnie też moi literaccy mistrzowie: Harlan Coben i Arnaldur Indridasson, chociaż piszą tak znacząco różnie!
Kiedy, Twoim zdaniem, osiągasz punkt krytyczny, a kiedy kulminacyjny, w tworzeniu nowej książki? Miewasz w ogóle jakieś kryzysy twórcze? Z Twoich wcześniejszych wypowiedzi odnoszę wrażenie, że cechuje Cię swoista metoda twórcza przez nieustanne zniechęcenie i walkę z samym sobą?
Zazwyczaj jest tak, że odwlekam sam moment rozpoczęcia pisania. Wynika to po prostu ze strachu. Boję się tego, czy poradzę sobie z nową fabułą, czy jestem w stanie wykrzesać z siebie dobre pomysły fabularne i nowych, drugo- i trzecioplanowych bohaterów, czy będę umiał opisać sceny, które siedzą mi w głowie. Wreszcie boję się też tego, jak moja nowa powieść zostanie odebrana przez czytelników. Jak widać, punktem wyjścia jest strach, który muszę oswoić. Potem idzie już mi całkiem nieźle, ale za każdym razem dochodzę do takiego momentu w powieści, w którym czas na ważne decyzje, rzutujące na całą fabułę. Wówczas odchodzę od komputera. Analizuję cała historię, układam ją raz jeszcze, przyglądam się jej i dopracowuję wszystko w detalach. Dopiero potem siadam do finału.
Gdzie najlepiej sprawdzasz odbiór czytelniczy swoich powieści? W prywatnych rozmowach ze znanymi Ci osobiście czytelnikami? Czy ciekawiej jest mierzyć się z nimi na spotkaniach autorskich, a może podczas targów książki?
Dziś tych możliwości jest więcej. Mamy media społecznościowe, serwisy miłośników książek, takie jak lubimyczytać.pl czy goodreads.com, recenzje i strony blogerów, opinie o książkach zamieszczane są w księgarniach internetowych i u sprzedawców audiobooków. Ale rzeczywiście najciekawsze i najważniejsze dla autora jest bezpośrednie spotkanie z czytelnikami. Z takich spotkań wynosi się najwięcej.
Jak Robert Małecki, autor pełnych napięcia książek, spędza czas poza pracą zawodową i pisaniem? Jest na to czas? Gdzieś w domyśle mam pasję modelarską, uprawiasz ją nadal? Co ona Ci daje?
Czasu wolnego jest coraz mniej, ale od półtora roku regularnie biegam. I bardzo sobie to cenię, bo to czas, który zawsze spędzam z audiobookiem. Z kolei w modelarni, którą urządziliśmy sobie wspólnie z synem w piwnicy naszego domu, długo już nie byłem, ale ciągnie mnie tam coraz bardziej. Sprzęt jest, chemia modelarska też, jedynie czasu brak. Obecnie dwa modele pojazdów z drugiej wojny światowej czekają na dokończenie, a reszta leży grzecznie w pudełkach. I co dziwne, stale tych pudełek przybywa (śmiech). A co mi to daje? Niesamowity relaks, pełne oderwanie od rzeczywistości, i co najważniejsze – spokojną głowę.
Czym chciałbyś zaskoczyć czytelników w przyszłości? Niekoniecznie mam na myśli kontynuację własnej serii powieściowej, może jest coś o czym marzysz, zamyślasz, ale…..?
[…] Roberta Małeckiego nie trzeba w żaden sposób przedstawiać miłośnikom literatury kryminalnej. Wszystko zaczęło się od Marka Benera, dziennikarza, głównego bohatera toruńskiej trylogii powieściowej. „Najgorsze dopiero nadejdzie, pierwsza książka z cyklu, byłą wyraźnym sygnał talentu pisarskiego autora. Główny bohater z bezkompromisowym dążeniem do prawdy, z balastem dramatycznej przeszłości rodzinnej, pomimo fabularnych niedoróbek i lekko niedopracowanych intryg kryminalnych, z każdym kolejnym tytułem mógł się podobać. Choć większy zachwyt i wyraźną fascynację wśród czytelników rozbudzał już od pierwszej książki nowej serii jej główny bohater, Bernard Gross. Interesująco zbudowana postać policjanta, zaskakująco ciekawy klimat przestrzeni miejskiej Chełmży i udanie zbudowane zagadki kryminalne zrodziły sukces wydawniczy i pozwoliły Małeckiemu zdobyć najważniejsze nagrody krajowe dla autora powieści kryminalnych – Wielkiego Kalibru i Kryminalnej Piły. […]
[…] Robert Małecki „Żałobnica” w dniu"Staram się bazować na własnej wyobraźni" 7…[…] Roberta Małeckiego nie trzeba […]