Autor: Marcin Wroński
Tytuł: Pogrom w przyszły wtorek
Wydawca: W.A.B.
Rok wydania: 2013
ISBN: 978-83-7747-740-3
Liczba stron: 318
Piąta powieść Marcina Wrońskiego z komisarzem Zygmuntem Maciejewskim i gdyby stosować szkolny system oceniania, śmiało można tej książce postawić piątkę. Ocen stawiać jednak nie będę, ale pozwolę sobie już na samym początku mojej recenzji postawić tezę – „Pogrom w przyszły wtorek” to najlepsza z dotychczasowych książek Marcina Wrońskiego. Świadomie nie używam sformułowania „najlepsza powieść kryminalna”, lecz jeszcze raz powtórzę – najlepsza książka Marcina Wrońskiego.
Im częściej pojawiały się zapowiedzi i informacje odkrywające tematykę i treść kolejnej powieści z komisarzem „Zygą” Maciejewskim, potwierdzające, że pisarz kontynuować będzie opowieść chronologicznie, bez żadnych zwrotów czasowych, tym silniej rósł we mnie lęk o to jak autor „A na imię jej będzie Aniela” udźwignie ciężar czasów i Historii. Wielka litera nie jest przypadkowa, to zauważyli już pierwsi recenzenci, głównemu bohaterowi przyszło zmierzyć się z „Bestią”, kolejnym wcieleniem dziejów. Tym razem, mimo przeżytej grozy okupacji niemieckiej, chodzi dosłownie o – przywołując znakomite określenie Jerzego Stempowskiego – „historię spuszczoną z łańcucha”. Powieściowy Lublin z roku 1945 jest areną działań takiej właśnie historii z wieloma twarzami NKWD, UB, MO, a gdzieś w tle widoczne są twarze antysemitów i szmalcowników obok tętniącego życiem miasta z szabrownikami, bimbrownikami, handlarzami. A w tym wszystkim bohater Wrońskiego, „Zyga”, który mimo tego, że jest coraz starszy, w takiej Polsce, w takim Lublinie rodzi się na nowo. Wszyscy bowiem wiedzą kim był przed wojną, rasowym gliną, w czasie wojny funkcjonariuszem niemieckiej policji, dla większości więc zdrajcą, a teraz po rocznym pobycie w ubeckim więzieniu, zniszczony fizycznie, wychodzi na wolność na mocy szantażu i zachowuje się niczym kolaborant. Autor ”Skrzydlatej trumny” swojego bohatera, z punktu widzenia sytuacji psychofizycznej osoby, umieścił w totalnie dramatycznym i mrocznym punkcie życia. I literacko zrobił to znakomicie. Fizyczność Maciejewskiego odartą z siły boksera, z utraconymi zębami jako symbolem bezgranicznego dyskomfortu i publicznego upodlenia, z którego nota bene będzie wychodził równolegle z wizytami u dentysty, zestawił pisarz z samotnością emocjonalną. Z brakiem możliwości spotkania się z synem Olkiem i żoną Różą, która świadomie dbając o swój i dziecka los, zostaje kochanką partyjnego działacza. Samotność „Zygi” to także choroba i śmierć Kapranowej oraz nieobecność dawnych współpracowników. A na dokładkę, podarowana wolność to tylko efekt szantażu, w którym główną ceną jest życie podkomendnego. I jeszcze to obce miasto. Topografią i pamięcią Lublin nadal jest bliskim miastem Maciejewskiemu, ale ludźmi i nowymi porządkami stało się jak najbardziej obcym organizmem, którego trzeba się uczyć na nowo i oswajać. A wszystko to w znakomicie poprowadzonej narracji, języku dbałym tak o realność tego świata, jak i jego klimat, atmosferę i ducha. W omawianej powieści są takie smakowite, pełne życia, ale i symboliki zdania, że nie można tego najlepszego nie zacytować: Maciejewski poczuł się jak ulicznik, który właśnie oberwał batem od dorożkarza. I coś mu mówiło, że w nowej Polsce do takiego stanu ducha powinien jak najprędzej przywyknąć. Dbałość o słowo w tej książce, mam wrażenie, osiągnęła poziom najwyższy z wszystkich dotychczasowych historii lubelskich.
Marcin Wroński w „Pogromie w przyszły wtorek” osiągnął status mistrza retro-kryminału. Nie znaczy to, że wcześniejsze tytuły były byle jak napisane, w nich także widoczna była dbałość o szczegóły i realia przedstawianej rzeczywistości. Jednakże ostatnia książka wymagała szczególnej dbałości, albowiem to czas niezwykle złożonej struktury społecznej, politycznej, obyczajowej. I autorowi, który przecież w wcale obszernej książce, udało się w zamysł fabularny udanie wpisać realia Lublina 1945 roku. Śmiem nawet powiedzieć, że to w pomniejszonym obrazie powojenna Polska, z oficjalnym obrazem kreowanym przez NKWD i UB oraz partię, jeszcze ukrytym, zbrodniczym mechanizmem wcześniej wymienionych służb oraz podziemnym nurtem życia obyczajowego i handlowego i wreszcie z podziemiem żołnierzy wyklętych. Oczywiście to wszystko ukazane jest w konwenansie literackim, który nie razi sztucznością, serialową płytkością czy ideowym skrzywieniem. Niezwykle to fascynujące jak kryminał, w którym ważniejsze są intryga kryminalna i uwikłane w nią postacie, z dbałością retro-kryminału o prawdziwość tła, staje się literaturą prawdy historycznej.
Autor „Morderstwa pod cenzurą” na szczęście nie utracił, obecnej we wszystkich tytułach lubelskiego cyklu, umiejętności lekkiego pisania z dozą znakomitego humoru. Co ciekawe, Wroński w jednym z wywiadów, udzielonym w połowie 2012 roku, zapowiadając nową książkę mówił: To będzie jeden z moich najbardziej mrocznych kryminałów, a na pewno najbardziej gangsterski. Nie do końca można zgodzić się z przymiotem „gangsterski”, ale to może efekt pewnego procesu twórczego i różnic pomiędzy zamysłem pisarskim, a realizacją w postaci drukowanej powieści. Zgodzę się jednak, że jest to najmroczniejszy kryminał autora „Kina Venus”. Ta mroczność jest już widoczna, wyczuwalna już od pierwszej sceny, zabójstwa Wasertregera, po scenę w pociągu jadącym na ziemie odzyskane. I tak jest w wielu innych scenach pomiędzy początkiem a końcem książki. Ta mroczność ujawnia się na różnych poziomach, w postaciach, ich losach, pełnych dramatów i zakrętów, w reakcjach tłumu, społecznych nastrojach, pomysłach funkcjonariuszy NKWD i aparatczykach komunistycznych, a najmocniej mrok obejmuje postać „Zygi” Maciejewskiego i wszystkich mu bliskich, ważnych. Mam takie wrażenie, że „Pogrom w przyszły wtorek” czyta się najmniej obojętnie, choć trafniej muszę powiedzieć, że książkę tą czyta się emocjonalnie. Głównie przez postać komisarza Maciejewskiego, ale także z uwagi na świat, w jaki został wrzucony i jaki był fragmentem naszej historii. Rozpocząłem akapit z myślą o humorze, z jakiego słynie Wroński w swoich książkach (choć chce się powiedzieć, że nie tylko w książkach, co potwierdzą bywalcy spotkań autorskich i znajomi pisarza). „Pogrom w przyszły wtorek”, mimo przywoływanej mroczności, nie jest wyłączony z tej właściwości pisarstwa autora „Officium Secretum. Pies Pański”. A humor tym razem, jest niekiedy aluzyjny, ale i ze smakiem: Nigdy bym nie pomyślał, że tak się skurwisz, Zyga – powiedział Fałniewicz (…) Co ty pieprzysz, Witek? – powiedział spokojnie ekskomisarz. – Ja tylko robię praworządność i spokój, jak przed wojną. Praworządność i spokój? W skrócie PiS, tak? – Ktoś oprócz ciebie należy do tej tajnej organizacji? – Fałniewicz zaśmiał się wisielczo.
W tym krótkim, powyżej przywołanym dialogu, kryje się jeszcze jedna cecha pisarstwa Wrońskiego, mająca swoją uzewnętrznienie w postaci „Zygi” Maciejewskiego. Ten przedwojenny glina, wojenny policjant w niemieckim mundurze i pozorny kolaborant ubecki, pomimo zawirowań historycznych i osobistych, pozostał sobą. Widoczne jest to zarówno już w więziennej rozmowie z Grabarzem, a mocniej rozwija wraz z pierwszym kieliszkiem wódki na wolności, wstawieniem zębów, każdym kolejnym dialogiem z przedstawicielami różnych aktualnych profesji. „Cnotą” Maciejewskiego nadal zostaje brak cnót, choć już bardziej przemyślany, przefiltrowany przede wszystkim uczuciem do Róży i Olka. Tylko, że za tym naprawdę kryje się prawo i sprawiedliwość. Ta ludzka, niekoniecznie kodeksowa, zwyczajowa. I za tą „niepoprawność polityczną” Wrońskiego, wbrew aktualnym prądom i tendencjom, cenię pisarstwo autora z Lublina.
Jedna rzecz nie daje mi jednak spokoju, hamując mnie przed nazwaniem „Pogromu w przyszły wtorek” najlepszym kryminałem w dotychczasowym dorobku pisarza. To jest kwestia poprowadzonej intrygi kryminalnej. Mam nieodparte wrażenie, że we wcześniejszych tytułach historia kryminalna, śledztwo i rozwiązanie sprawy były bardziej wyważone w stosunku do pozostałych elementów powieściowych. A jednocześnie dominowały i dawały czytelnikowi uczestnictwo w grze, dochodzeniu do faktów i prawdy. Omawiana powieść, moim zdaniem, trochę przesuwa akcent. I niebezpiecznie zbyt szybko w chronologii lektury pozwala odbiorcy poskładać elementy zagadki. Mówiąc jeszcze inaczej, jakby za wyraźnie i za szybko elementy intrygi układały się czytelnikowi w rozwiązywalną całość, prawie jak samograj. Taka sprawa, której nie wykryć nie można. Nie znaczy to, że intrygi kryminalnej nie ma w powieści. Jest z pewnością i na tle opisanych wcześniej, bardzo udanych innych elementów świata przedstawionego, nie tylko, że powoduje gorące zainteresowanie czytelnicze, ale też „Pogrom w przyszły wtorek” pozwala określić jako niezwykle udaną powieść kryminalną.
Zamieszczone w Baza recenzji Syndykatu ZwB
Uwielbiam kryminału, niestety twórczości Wrońskiego nie znam. Jednak po twojej recenzji widzę, że warto się z nią zapoznać. Pozdrawiam.
Koniecznie przeczytaj, polecam, bo to znakomite rzeczy!
-„dbałość o szczegóły i realia przedstawianej rzeczywistości.”
to chyba żart,jest w tej książce mnóstwo przekłamań i wpadek,a już pomylenie nazw rzek(pomimo że w Lublinie są tylko trzy)to świadczy o „realistyczności”opowieści.
słowa, słowa, słowa…. „przekłamania i wpadki”? napisać można wszystko, gorzej z udokumentowaniem tego wszystkiego, podobnie zresztą z uwagą o rzekach…. życzę Ci jak najbardziej umiejętności zbudowania konkurencyjnej fabuły z pełnym odzwierciedleniem tamtych lat w Lublinie…
[…] się powtarzał, lecz to ważne, choć obracamy się w przestrzeni fikcji literackiej to autor „Pogromu w przyszły wtorek” po tylu już tytułach świetnie odgrywa także rolę nauczyciela historii. Historii […]
[…] miejskiej powieści kryminalnej roku 2013 przyznano Marcinowi Wrońskiemu za książkę „Pogrom w przyszły wtorek„ Wręczenia ufundowanej przez siebie nagrody dokonał Prezydent Miasta Piły, Pan […]
[…] jeden z pierwszych w naszym kraju, a są autorstwa dwóch moich ulubionych pisarzy. Zacznę od „Pogromu w przyszły wtorek” Marcina Wrońskiego. Po lekturze tej powieści dla mnie w Polsce są dwaj równorzędni […]