Recenzja: Mateusz M. Lemberg „Zasługa nocy”
Autor: Mateusz M. Lemberg
Tytuł: Zasługa nocy
Wydawca: Pruszyński i S-ka
Rok wydania: 2014
ISBN: 978-83-7839-721-2
Liczba stron: 342
Nie zawsze medialne zapowiedzi, przygotowywane przez wydawców, mające przecież służyć w głównej mierze jakości sprzedaży danego tytułu, sprawdzają się tak trafnie jak w przypadku pierwszej książki Mateusza M. Lemberga. Jego „Zasługa nocy” jest rzeczywiście, powtarzając za Robertem Ostaszewskim, bez wątpienia jednym z najciekawszych, najlepszych debiutów kryminalnych ostatnich lat.
To powieść, którą czyta się jednym tchem. Niewątpliwie też „Zasługa nocy” już od pierwszej karty buduje przed czytelnikiem wyraźny i niepowtarzalny klimat, stanowiący o wyjątkowym charakterze opowiadanej historii. Nie każdy debiutant potrafi tak umiejętnie i udanie artystycznie – jak czyni to Lemberg – tworzyć powieściowy świat przedstawiony. Autor zaczyna od mocnego uderzenia, albowiem pierwsze miejsce znalezienia zwłok i tego, co się z nimi stało jest zrealizowane mocno i wyraźnie z bardzo udanym atakiem na wyobraźnię czytelniczą. W dodatku, którą jeszcze wspomaga obraz znajdujący się na okładce książki, znakomicie współgrającej z treścią kryminału. Miejsca zbrodni u Lemebrga to swoiste majstersztyki scenograficzne, ale i też kryminalistyczne. Tworzą wyjątkowy efekt napięcia i zaskoczenia, dodają lekturze dreszczyku, a jednocześnie są znakomitym materiałem do rozwijania fabuły, a przede wszystkim tropów prowadzonego śledztwa. Nie chcę przywołać tych scen w samej treści, a tym bardziej szczegółach, zostawiając tą „przyjemność” spotkań ze zbrodnią samym czytelnikom. Powtórzę jednak jeszcze raz – zakrwawiony dziób kruka na okładce książki to wyjątkowo trafny, wcale nie symboliczny obraz, tego, co spotyka nas wewnątrz książki. Wartą uwagi kwestią jest umiejętność budowania wyjątkowego klimatu i napięcia bez zbędnych form słownych. Autor „Zasługi nocy” prowadzi bowiem narrację językiem bardzo lekkim, nie przeładowanym zbędnymi opisami, przy jednoczesnej dynamice snutej historii, jak i samej akcji. Czytanie staje się dzięki temu samą przyjemnością przy równoczesnym przecież kreowaniu odpowiedniego poziomu zagadkowości i emocjonalności.
Niestety, przy tej całej atrakcyjności wykreowanej opowieści, jej realizm w całości jest zachowany jedynie na wystarczającym poziomie. O ile bowiem sylwetki osobowościowe bohaterów oraz snuta intryga odznaczają się wysokim stopniem realności i naturalności, to rażą miejscami dość duże uproszczenia dotyczące charakteru pracy służb kryminalnych. Realizm postaci policyjnych w zakresie ich zawodowych umiejętności i postępowania jest jeszcze do zaakceptowania, choć i on pozostawia wiele do życzenia. To co boli, przy jednak tak udanej w sumie książce, to dyskusyjna kwestia realizmu wybranych scen oraz okoliczności pracy policjantów. Nie jest to jakiś skandalicznie niski poziom ich literackiego ujęcia, ale stanowczo zbyt uproszczony, rzekłbym, z poziomu przeciętnych artystycznie i merytorycznie seriali kryminalnych. Oczywiście, uprzedzając moich krytyków, jak i nie usypiając czujności polonistycznej, zdaję sobie sprawę z kreacji artystycznej, która realizowana jest przecież na poziomie świata literackiego. Jednakże olbrzymia większość czytelników kryminałów to brać, która nie obcuje z materią spraw kryminalnych i pracy takich służb od niedzieli. Ponadto w XXI wieku, w dobie łatwego dostępu do, wcale tak nie pilnie ukrywanych, informacji o pracy kryminalnych, autor kryminału nie powinien pozwalać sobie na stosowanie wyjątkowo rażących uproszczeń, lekceważących rzeczywistość. W przypadku „Zasługi nocy” dotyczy to zarówno działania funkcjonariuszy na miejscach zdarzeń (kto i jak przeprowadza oględziny, jak wykorzystuje ich efekty itp.), jak i samej pracy wykrywczej, także tej realizowanej w komendzie w oparciu o dostępne narzędzia (w jaki sposób działają systemy informatyczne, kto ma do nich dostęp itp.). Ponieważ Mateusz M. Lemberg już w pierwszej powieści zapowiada kolejny tytuł, co cieszy, bo – pomimo powyższych uwag – też zostałem fanem jego twórczości, to wierzę i liczę na to, że tym razem w tych kwestiach podniesie poprzeczkę jakościową kolejnego tytułu. Na szczęście, trzeba dodać, autor sprawdza się jako kreator wyjątkowo poprowadzonej intrygi kryminalnej, w której realizm jak najbardziej został zachowany. Dostrzegalną cechą intrygi jest także jej atrakcyjność i niepowtarzalność w perspektywie niemałych przecież dokonań innych autorów książek kryminalnych i sensacyjnych.
Poprzeczki nie musi za to autor podnosić w zakresie kreowania ciekawych, nietypowych i atrakcyjnych czytelniczo postaci literackich. Muszę przyznać, że dla mnie jest to pierwszy od dłuższego czasu kryminał, w którym świat wykreowanych postaci podoba się nie tylko z uwagi na głównego bohatera. Może nie fascynują, ale cały czas skupiają uwagę także inni, współpracujący z głównym bohaterem cyklu kryminalnego Lemberga, komisarzem Witczakiem. Wydawca tak przedstawia ten zespół: Witczak – komisarz stołecznej policji, detektyw, jazzman i samotnik, Tymański – policjant, wdowiec, nieustannie próbujący pogodzić skomplikowane życie rodzinne z zawodowym, Cyna – dziewczyna, która do policji przyszła z Fundacji Itaka, gdzie poprzysięgła sobie ścigać przestępców do upadłego, prokurator Malicka – żona komendanta służb wewnętrznych, ambitna, ciepła pomimo nieudanego związku. To trafna charakterystyka, ale bardzo tylko szczątkowa i powierzchowna. W realiach powieściowej historii osoby te skrzą jeszcze mocniej i wyraziściej swoimi złożonymi charakterami, niebanalnością zawodowych umiejętności i zdolności, skomplikowaniem życia pozazawodowego oraz wykraczającymi poza normę emocjonalnymi zawirowaniami. Na to wszystko składają się jeszcze niekiedy skomplikowane i dynamicznie zmieniające się interakcje pomiędzy nimi samymi, jak i inni postaciami drugoplanowymi, które również nie grzeszą prostotą i minimalizmem charakterologicznym. Powoduje to, że są momenty podczas lektury, że zapomina się o gatunkowej proweniencji tej powieści i czyta się ją jako dobrze skonstruowaną rzecz obyczajową z elementami psychologicznymi. Zresztą tych ostatnich trochę mi brakuje, mogłyby być pogłębione i jeszcze mocniej rozwinięte. W ogóle, biorąc pod uwagę klimat powieści, które tworzą niecodzienne inscenizacje śmierci, oraz znakomicie zrealizowany świat bohaterów, Mateusz M. Lemberg – a czynię rzadko porównania – przypomina mi wyraźnie Bernarda Miniera.
Przywołanie tutaj znakomitego autora francuskiego traktuję jako wyjątkowy komplement dla polskiego pisarza. Tym samym publicznie zdradzam swoje szerokie zaufanie co do kolejnych książek autora „Zasługi nocy”. Wyczekuję kolejnego tytułu (wiemy, że będzie to powieść pt. „Patron”), licząc na jeszcze większy zespół niecodziennych doznań czytelniczych na czele z dobrą zabawą w rozwiązywaniu niebanalnej intrygi i emocjonalnej rozrywki wśród poznanych już, ale i nowych postaci literackich.
[dodajbox]
Zamieszczone w Baza recenzji Syndykatu ZwB


04/29/2014 @ 21:07
Chętnie przeczytam 😉