Autor: Marek Krajewski
Tytuł: Arena szczurów
Wydawca: Znak
Rok wydania: 2015
ISBN: 978-83-240-38-732
Liczba stron: 300
…
Marek Krajewski od momentu, gdy zaczął publicznie zapowiadać swoją najnowszą powieść kryminalną i ostatnią jednocześnie z serii o Edwardzie Popielskim, głównie podkreślał mrok jakim spowita jest jej fabularna opowieść. Nie inaczej postępował wydawca książki określając autora najmroczniejszym umysłem polskiego kryminału. I nie są to czcze słowa. Nie ulega wątpliwość, że „Arena szczurów” to niewątpliwie najmroczniejsza literacka historia z całego dotychczasowego dorobku wrocławskiego pisarza. To jednak też pewna pozytywna zmiana w pisarskim gwiazdozbiorze przygód Popielskiego czy Mocka. Mam na myśli przesunięcie akcentu z tego, za co wcześniej wielu recenzentów i czytelników krytykowało Krajewskiego – czystego epatowania złem, na artystyczne kreowanie zła, za którym nie stoi wyłącznie fizyczny brud zbrodni, lecz czai się upodlenie i zło w czystej postaci ludzkiej natury, takiej jaką może być w granicznych sytuacjach egzystencjalnych. Tytułowa arena szczurów to dosłownie i plastycznie namalowana przestrzeń, w której zmagania człowieka ze szczurami odzwierciedlają egzystencję na cienkiej linii granicy życia i śmierci, nadziei i rozpaczy, łaski i bólu. To także trafnie dobrana przenośnia piekła, jakie człowiekowi może stworzyć drugi człowiek – otchłani zła i bezmiaru cierpienia.
Jeśli w poprzednich powieściach autora „Śmierci w Breslau” czuliście dreszcze realizmu, gorzki smak estetyki zbrodni czy wreszcie czarne barwy odrazy ukrywającej się za literacko stworzonym złem, to gwarantuje wam, że nie dotarliście wcale do granic własnej odbiorczej wrażliwości. Gdy sięgniecie po liczne strony „Areny szczurów” zrozumiecie, że te granice można przesuwać. Czy w nieskończoność? Wielu powie – pas, dalej już nie można. Mam jednak wrażenie, że mistrzostwo literackiej poetyki Marka Krajewskiego w tych brudnych rejonach peregrynacji pisarskich jest jak liczba Pi w matematyce…Ale ojciec polskiego retro kryminału nie jest eksperymentatorem ani tym bardziej kimś, kto postanawia sprawdzić granice czytelniczej wytrzymałości wobec literackiej wizji zła. Tu idzie o ważniejsze sprawy. Nie będzie przesadą w tym przypadku, gdy z nazwiskiem Krajewskiego zestawię takich autorów jak choćby Herling-Grudziński, Czapski, Wat czy Borowski. Ostatnia książkowa historia Popielskiego nosi w sobie wymiar uniwersalny. To nie jest już jedna z wielu przygód, to raczej etyczny sprawdzian człowieczeństwa jaki zdarza w pojedynczym losie człowieka raz na całą biografię. Tutaj zagadnienia etyczne splatają się z zagadnieniami ontologicznymi. I nie boję się używać tak wielkich słów. Pisarz ostatnią kreacją Popielskiego przekracza bowiem ramy kryminalnej intrygi. Kryminalny anturaż recenzowanej powieści jest w tym przypadku wyłącznie elementem zapalnym, inicjującym do wyrażenia poglądów i spostrzeżeń o naturze ludzkiej wytrzymałości i ludzkich wyborów moralnych, za którymi stoją fizycznie dotykalne kwestie życia i śmierci. U autora „Areny szczurów”, podobnie jak u przywołanych wyżej autorów książek powstałych wprost z doświadczeń hitlerowskich obozów i sowieckich łagrów, głównym tematem literackiej opowieści jest to wszystko, co odbywa się na styku spotkania człowieka ze złem w czystej, naturalnej postaci bezgranicznego odarcia z człowieczeństwa i jakiegokolwiek dobra. Uosobieniem tej otchłani są oprawcy i ich zmyślne narzędzia terroru, cierpienia i upodlenia. Popielski zaś, analogicznie do wybranych bohaterów literackich dokonań wspomnianych pisarzy, zmaga się ze złem Historii spuszczonej z łańcucha. Czy to zwycięskie czy przegrane moralnie starcie, odpowiedz na tak postawione pytanie pozostawiam czytelnikom, by nie psuć przyjemności lektury powieści.
Zresztą dzięki temu zagadka, tak ważny element kryminalnej literatury, u Krajewskiego otrzymuje zupełnie nowy wymiar. To nie płaska i prosta w swojej strukturze układanka fabularna. W tym zakresie już bardzo szybko, bo od początkowych części książki, zaskoczenia nie będzie. Nie musimy więc szukać odpowiedzi na pytanie czy Popielski przeżyje, bo to przecież wiemy z poprzednich tytułów, późniejszych chronologią fabularną. Zaskakująco szybko, jak na kryminał, wiemy i upewniamy się w śledczych ustaleniach, kto jest gwałcicielem i mordercą kobiet. A mimo wszystko „Arena szczurów” trzyma w napięciu do samego końca, podobnie jak w niepewności o egzystencjalne decyzje głównego bohatera. Tak oto kolejny polski literacki tytuł kryminalny przekracza własne ramy gatunkowe. Myślę, że jest w tym fakcie coś krzepiącego, co pozwala mieć nadzieję, że niezależnie od mijających mód (a ta przecież na kryminał przeminie wkrótce, przesycona formami, nazwiskami, realizacjami), ostaną się, ale i pojawią się kolejne książki wpisujące się w poczet literackich doskonałości, niezależnie od gatunkowych tropów i czytelniczych upodobań.
Cieszy też nadal utrzymująca się na najwyższym poziomie artystycznym umiejętność operowania słowem literackim. Autor „Władcy liczb” dba dosłownie o każde słowo powieściowe. Emocjonalność przekazu, tak ważna w przypadku dotykanej tematyki ludzkiego cierpienia ofiary w spotkaniu ze złem natury oprawcy, występuje tu wespół z plastycznością snutej przed nami opowieści. Na tyle, na ile nie mogła dziwić miłość klasyka do Lwowa i uwielbienie mieszkańca do własnego miasta – Wrocławia, to zaskakuje wyjątkowe pisarskie zauroczenie i oddanie kolejnej miejscowości. Darłowo nie mogło lepiej trafić. „Arena szczurów” oddaje temu małemu miastu niecodzienny literacki ukłon. Ma on postać topograficznej wędrówki na kolejnych kartach powieściowych, historycznej relacji podczas narracyjnych wystąpień czy też – o co w literaturze najtrudniej – emocjonalnie oddanych i klimatycznie zabarwionych zdań, które – niczym przekaz podprogowy – wypalają w pamięci i estetyce czytelnika niezmywalny znak na lata. Tą książkę „czuć” Darłowem, smakiem lokalnych miejsc, kolorytem epoki i drżeniem historii. Oczywiście to nie przypadek, ani pierwszy raz. Miłośnicy twórczości autora „Eryni” dobrze wiedzą jakie mniejsze lub większe formy literackie działy się w tej miejscowości. Wówczas jednak były to przestrzenie powieściowe bez większej scenografii i klimatu.
Tym razem jest inaczej. Darłowo ożywa oraz skrzy tajemnicą przeszłości i mrokami zagadkowych miejsc, ukrytych przed okiem ówczesnych mieszkańców i dzisiejszych turystów. Kryminalna moc opowieści wciąga smakiem i obrazem zbrodni, dramatem i cierpieniem głównego bohatera, a wreszcie bojaźnią i drżeniem ludzkiej duszy w obliczu bezkresnego zła. „Arena szczurów” zaskakuje dojrzałością i kompletnością literackiej wizji. Odczuwa się wyraźnie, że Marek Krajewski pisząc swoją ostatnią powieść wziął sobie do serca (i rzemiosła pisarskiego jednocześnie) te wszystkie uwagi, które poprzednie dwie książki nie pozwalały przyjąć czytelnikom bezkrytycznie. Nie ukrywam, że to bardzo dobra wiadomość dla miłośników literatury kryminalnej, jak i samego wrocławskiego pisarza. Mistrz polskiego kryminału w nowej odsłonie skrzy dawną szlachetnością swojej twórczości spod znaku Eberharda Mocka, ale i serwuje świeżość myśli – powtórzę – wykraczającej poza gatunkową formułę. To bardzo dobrze!
Zamieszczone w Baza recenzji Syndykatu ZwB i przeczytane dzięki Wydawnictwu Znak
Kolejna bardzo dobra powieść tego autora. Dla mnie zaskoczeniem w ostatnim czasie był debiut Karoliny Świst „Prokurator”. Niby to połączenie kryminału z erotykiem ale czyta się bardzo dobrze!