Autor: Jorn Lier Horst
Tytuł: Jaskiniowiec
Tłumaczenie: Milena Skoczko
Wydawca: Smak Słowa
Rok wydania: 2014
ISBN: 978-83-62122-73-8
Liczba stron: 389
To, co w większości premier wydawniczych stanowić ma reklamę i jak najlepszą zachętę do kupna i przeczytania książki, w przypadku recenzowanej powieści może stanowić -przewrotnie – największe zagrożenie dla jej czytelniczego odbioru. Idzie o pierwszą polską premierę kryminału spod pióra Jorna Liera Horsta. „Jaskiniowiec”, bo mowa o tym tytule, to rzecz, do lektury której wydawca „Smak Słowa” zachęca mocno i odważnie, cytując rodzimych pisarzowi krytyków, nazywający go w Norwegii nowym Nesbo. Jako chwyt reklamowy, czysto marketingowy, to bardzo trafne zagranie. Gdy jednak spojrzeć na całość rynku wydawniczego, w dodatku w przededniu wysypu kilkunastu nowych tytułów kryminalnych, zarówno polskojęzycznych, jak i tłumaczonych z kilku języków, a dodatkowo dodać jeszcze coraz większą świadomość i znajomość tematu u miłośników tego gatunku, to muszę powiedzieć, że takie hasło to jednak przede wszystkim wielka odwaga wydawnicza. W przypadku bowiem zawodu wynikiem konfrontacji umiejętności pisarskich Horsta z mistrzostwem fabularnym Nesbo premiera książki może zamienić się w klęskę jej publicznej recepcji. Na szczęście z Nesbo czy bez niego „Jaskiniowiec” broni się samą swoją literacką materią. Dość więc o porównywaniu z autorem „Czerwonego gardła”, dość doszukiwania się podobieństw i różnic między nimi. Uprzedzę tylko, że pod koniec swojej recenzji zdradzę, dlaczego na przededniu polskiej premiery „Jaskiniowca” Horst jest… lepszy od Nesbo.
Inne osoby, nie wzruszone zabiegami marketingowymi wydawcy, ani tym co wyżej napisałem, mogłyby szczere i wprost powiedzieć tylko jedno: znów Norwegia, znów Skandynawia? Horst ma jednak przewagę nad innymi autorami znad fiordów i w nieznany w większości im sposób kreuje zupełnie inny obraz swojego rodzimego kraju. Oczywiście mówimy o perspektywie kryminału. „Jaskiniowiec” błyszczy więc inaczej i ciekawiej. W pierwszej kolejności to zasługa przestrzeni powieściowej, na którą składa się niewielka, spokojna, rodzinna miejscowość Horsta, Larvik. Jej kreacja, jak sądzić z odbioru norweskich czytelników, w sposób nader wyraźny odzwierciedla swojski charakter miejsca. Od razu dodam, że słowo „swojski” odnosi się do pojęcia „swój”. Zauważalne jest to w budowaniu postaci zapełniających to niewielkie miasteczko. Rysowane są one w dość wyważony sposób, tak by zawierać w sobie cechy jak najbardziej naturalne, miejscami redundantne z punktu widzenia tworzonej fabuły, a przecież dzięki temu tak mocno autentyczne. Noszą one cechy charakterologiczne o różnej skali i barwie. I jest to spojrzenie w kilku obiektywach: sąsiedzkim, koleżeńskim czy też rodzinnym. Ważne dla pisarza są zarówno zachowania i postawy mogące mieć związek bezpośredni z prowadzoną sprawą, ale też nie unika spraw małych, drobiazgowych, ukazujących życie, takie jakie jest. Jest coś w tym norweskiego, ale jeszcze bardziej uniwersalnego. Na wszystkie te osoby – począwszy od najważniejszych bohaterów do epizodycznych spoglądamy jak na nasze własne podwórko. Mnie cieszy dodatkowo brak poprawności politycznej, tak niekiedy nachalnej i sztucznej z punktu widzenia realności życia społecznego bohaterów kryminałów. Nie ma tu więc na siłę ani postaci, których umieszczenie w fabule inni autorzy uznają za obowiązkowe. Nie ma też wydumanej tematyki zbrodni i tego wszystkiego, co wokół niej kręci narracyjną opowieścią. U Horsta jest po prostu życie.
Życiowe też jest zawiązanie intrygi i jak najbardziej cala snuta nić dochodzenia nieustannie krąży wokół życia, takiego jakie prowadzimy na co dzień, w mieszkaniach i domach, w mniejszych i większych rodzinach, krócej lub dłużej, spokojniej lub bardziej burzliwie. Przekornie jednak wszystko zaczyna się od śmierci. Nieopodal domu głównego bohatera, komisarza Williama Wistinga, znalezione zostają zwłoki mężczyzny. Przez cztery miesiące martwy siedział w fotelu przed migającym ekranem telewizora. Nic nie wskazuje, jakiekolwiek ślady kryminalistyczne, by jego zgon był wynikiem przestępstwa. Zmarły Viggo Hansen był człowiekiem, na którego za życia nikt nie zwracał uwagi. Jego śmierć również nie wzbudza sensacji. Po prostu odszedł pojedynczy, samotny za życia człowiek. Dla samej policji, poza wstępnym ustaleniem okoliczności śmierci i ogólnym określeniem jej przyczyny w oparciu o wyniki sekcji zwłok, nic tutaj do roboty i żaden temat na dobry kryminał. Okazuje się jednak, że to dla wrażliwej społecznie i etycznie dziennikarki, córki komisarza Wistinga, Line ta historia samotnej i nie zauważonej śmierci to znakomita materia na artykuł do okolicznościowego, świątecznego numeru czasopisma, w którym pracuje. Chce ona poprzez portret nieznanego, zupełnie przeciętnego, wcześniej niezauważalnego nieboszczyka, uwrażliwić na obecność ludzkiej samotności pomimo życia w społeczności, obok siebie, z tak różnorodnymi pod ręką sposobami komunikacji. Początkowo jej dziennikarski research dotyczy wyłącznie życiowych nawyków i miejsca zamieszkania Viggo Hansena, z czasem jednak przeradza się w dziennikarskie śledztwo szukające odpowiedzi dlaczego był on tak totalnie samotny. Wiedząc, że mamy do czynienia z kryminałem od samego początku i obserwując poczynania dziennikarki, przeczuwamy, że śmierć Hansena kryje w sobie coś niewyjaśnionego. Domyślamy się o wiele szybciej niż sama dziennikarka, że jej dociekania mieć będą znaczenie dla równolegle prowadzonego prawdziwego policyjnego śledztwa. Te zaś od samego początku zapowiada się nie łatwą i szybką sprawę. Znalezione pod drzewkiem NN zwłoki mężczyzny co rusz zmuszają śledczych do coraz intensywniejszego myślenia i działania. Wyjątkową zaletą opisu policyjnych czynności jest bardzo wnikliwy ich autentyzm, który dla wielu czytelników wydawać się będzie mało atrakcyjny czytelniczo. Musimy pamiętać, że Horst do września 2013 roku pracował jako szef wydziału śledczego Okręgu Policji Vestfold, ma za sobą studia z kryminologii i psychologii. Zważywszy więc na jego wiedzę i przede wszystkim doświadczenie zawodowe nie tylko, że nie może pozwolić sobie w swoich książkach na pójście na skróty, co istnieje w nim jakiś wewnętrzny nakaz świadczenia porządnej roboty. Powoduje to, że dużą część czytelników bardziej będzie zainteresowana śledztwem dziennikarki niż policjantów. To pierwsze jest efektowniejsze i powoduje większy dreszczyk emocji, zwłaszcza w części końcowej książki. Policyjne śledztwo jest za to mocniej przykuwającą uwagę mozaiką zdobywanych z takim trudem drobnych informacji, które wydobywają zbrodnicze tajemnice przekraczające granice Norwegii. Nie tylko do sąsiadującej Szwecji, ale także sięgają na inny odległy kontynent.
„Jaskiniowiec” stanowi przykład powieści kryminalnej, w której emocjonująco połączono pozornie tylko wytarte już motywy śledztwa policyjnego i dziennikarskiego. Precyzyjnie poprowadzona linia czasowa obu kreślonych obok siebie śledztw, w realnej przestrzeni powieściowej realizowanych obok siebie bez punktów stycznych, w fascynujący sposób styka się na poziomie czytelniczej świadomości i intelektualnego wyzwania. Pisarz realizuje to w taki sposób, że nie sposób oderwać się od lektury. Nie idzie jednak tylko o czytanie z dotarciem do oczekiwanego finału. Rzadko, jak ma to miejsce w powieści Horsta, mamy do czynienia z tak mocnym wciągnięciem w literacką grę, zmuszająca do ciągłego główkowania. I znamienne jest to, że odbywa się to na przestrzeni prawie wszystkich siedmiu złotych pytań kryminalistyki. Widać w tym rękę byłego policjanta. To nie tylko jednak historia z kryminalnie złożoną łamigłówką. Autor nie zapomniał o mocniejszej i mroczniejszej stronie stworzonej historii, w której kilkanaście finalnych scen śmiało może mierzyć się z najlepszymi thrillerami. Nie często też w kryminałach twórcy potrafią wiernie oddać stan zawodowego napięcia i nerwowości policyjnej służby śledczych w momentach wyczekiwanego zwrotu czy też chwilach przewalających wcześniejsze dokonania i ustalenia. Do tak idealnie skonstruowanych scen nalezą w recenzowanej powieści w pierwszej kolejności te, które dotyczą badania wytypowanych miejsc ukrycia zwłok. Czuć wtedy na kartach mocne kryminalne „vibrato”.
Skoro życie jednego człowieka potrafi być przezroczyste, niedostrzegalne przez innych, to tylko śmierć może pozwolić na prawdziwe i zgodne z faktami odczytanie tego życia na nowo. Taka to prawda ukrywa się pomiędzy stworzoną przez pisarza intrygą kryminalną. Ten, który nie był widoczny, zobaczył stanowczo więcej, musiał więc zginąć. Dramatyczne w „Jaskiniowcu” jest docieranie do prawdy o współczesnej rzeczywistości, w której społeczeństwo, w tym także stworzone przez nas do tego celu instytucje, nie potrafią dostrzegać zmian i braków w realnie otaczającym nas świecie. Dzięki temu ktoś potrafi niedostrzegalnie żyć życiem kogoś innego, a brak pojedynczych ludzkich egzystencji w żaden sposób nie jest wiązane ze zbrodniczym działaniem kogoś wyjątkowo ogarniętego mocą zła. Gdyby, podczas lektury książki Horsta, zadać sobie pytanie dlaczego tak się dzieje, to nie uzyskamy bezpośredniej odpowiedzi. W tej zgrabnie ułożonej fabule i prowadzonej narracji kryje się jednak pewna oferta odpowiedzi. Stoją za nią wykreowane przez Horsta postacie literackie, na czele z głównymi bohaterami, noszącymi to samo nazwisko – Wisting. Zarówno komisarz William, jak i jego córka, dziennikarka Line, noszą rysy charakterologiczne w żaden sposób nie wyróżniające ich spośród innych licznych postaci kryminalnych układanek literackich. Dotyczą to zresztą także pozostałych postaci, występujących na kartach „Jaskiniowca”. Ich portrety są bardziej lub mniej rozbudowane, ale w każdym przypadku bardzo wyważone i tchnące wysokim stopniem normalności. Odznaczają się zaletami, jak wadami, poddają się swoim słabościom, ale i kiedy trzeba potrafią przezwyciężyć najtrudniejsze uwikłania życiowe. Ich korpusy psychologiczne nie wyróżniają się niczym szczególnym, nie są jednak uproszczoną propozycją o charakterze papierowym. Po prostu są autentyczne, dzięki czemu nie osłabiają czytelniczego zainteresowania i wpisują się świetnie w kryminalną historię.
Nawiązując do pierwszego akapitu recenzji, czas odpowiedzieć na pytanie dlaczego Jorn Lier Horst jest lepszy od Nesbo. Dodam od razu, że nie chodzi wcale o porównywanie literackich umiejętności obu. W tym zakresie nie ma dyskusji, gdyż wspólnie prezentują najwyższą jakość pisarską. Idzie zaś o dobór polskiej wydawniczej premiery. Nesbo debiutował „Człowiekiem-nietoperzem” i co zrozumiałe w świetle niedoskonałości tej powieści na swój sukces czytelniczy w naszym kraju musiał czekać do kolejnych tłumaczeń. U Horsta jest inaczej, choć napisał on już i wydał w Norwegii dziewięć powieści z komisarzem Wistingiem, w nasze rodzime ręce wpada ostatni z serii powieściowych tytułów. Mam wrażenie, że to celowy zabieg wydawcy. Szczerze? Doskonały, bo skuteczny. Ja już czekam na poprzednie tytuły w języku polskim.
„Jaskiniowiec” to rzecz o fabule, która nie ma jednego dna i za którą ukrywają się najmroczniejsze barwy ludzkich uczuć i najsłabsze moralnie motywy działania. To powieść o wyjątkowo ciekawie skonstruowanej i splecionej intrydze kryminalnej, która skrzy wielowątkowością i silnymi emocjami. To wreszcie książka proponująca wyjątkowe wyzwanie intelektualne, stawiające swojego czytelnika na równi z fikcyjnymi śledczymi – policjantem i dziennikarką. Warto spróbować kto jest lepszy w tej zabawie kryminalnej.
Zamieszczone w Baza recenzji Syndykatu ZwB i przeczytane dzięki wydawnictwu Smak Słowa
No i teraz wiem, że mam czytać 🙂
Też jestem bardzo ciekawa poprzednich tytułów.Osobiście wolałabym poznać ten cykl jednak od początku, chociaż pewnie pierwsza część nie zrobiłaby na mnie takiego wrażenia jak dziewiąta:)
[…] inaczej dzieje się z innymi tytułami tłumaczonymi z języków skandynawskich: Jorn Lier Horst „Jaskiniowiec”, Michael Katz Krefeld „Wykolejony”, Eric Axl Sund „Obłęd” i „Katharsis”, Camilla […]
[…] u nas wydający dopiero drugą powieść. Już pierwszy tytuł wydawany przez Smak Słowa, „Jaskiniowiec”, stanowił przykład niebanalnej historii podanej w solidnej dawce narracji zrealizowanej w […]
[…] Lier Horst polskim czytelnikom jest już znany z dwóch wydanych wcześniej tytułów: „Jaskiniowiec” i „Psy gończe”. Oba te tytuły uznanie cieszyły się dużym zainteresowaniem i jak […]
[…] się makabryczny widok – głowa młodej kobiety wbita na pal i pozostawiona na środku rynku. Komisarz William Wisting musi zmierzyć się z najbardziej brutalną zbrodnią w swojej karierze. Czy to sprawi, że uwierzy […]
[…] Wistinga, ale także innych bohaterów, to na przykład „Jaskiniowiec”, pomimo przemyślanej idei i zgrabnej konstrukcji, obnażał niedoskonałości literackiego […]